• Start
  • Wiadomości
  • Tomasz Krupiński - malarz i ceniony na całym świecie projektant mebli i wnętrz zakochany w Gdańsku

Tomasz Krupiński - malarz i ceniony na całym świecie projektant mebli i wnętrz zakochany w Gdańsku

Żyje między Gdańskiem a Cannes, gdzie pracuje. Maluje, projektuje, tworzy. Nieustannie podróżuje po świecie, ale zawsze wraca tu. - Wrosłem w to miasto, czuję się z nim związany. Po prostu czuję się tu dobrze - mówi Tomasz Krupiński. Jego prace do 15 listopada można oglądać w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim na wystawie „Obraz - Dźwięk” - największej, jaka dotychczas odbyła się w tej instytucji.
28.10.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Tomasz Krupiński - artysta wszechstrony. Malarz, rzeźbiarz, projektant, dizajner i performer.

Tomasz Krupiński jest absolwentem gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Mieszka i pracuje w Fabryce Karabinów na Łąkowej w Gdańsku oraz w Cannes, gdzie mieści się pracownia architektoniczna Collection Privée, z którą stale współpracuje od 10 lat. Zaprojektował wnętrza znanych trójmiejskich lokali, m.in. Spatifu, Sfinksa i Stacji Deluxe. Jego wizytówką stały się monumentalne stalowe czółna, które dziś stoją w Parku Północnym w Sopocie. Od 27 października do 15 listopada twórczość Krupińskiego przekrojowo można oglądać w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Potem część prac pojedzie do Cannes.

Agata Olszewska: Nie tylko projektowane przez Pana rzeźby i obrazy są monumentalne, ale i wystawa „Obraz - Dźwięk” w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. To przedsięwzięcie z niezwykłym rozmachem, prezentujące Pana twórczość przekrojowo, do tego na otwarcie zaprosił Pan Wojtka Mazolewskiego, który zagrał minikoncert, podczas którego zapłonęły rzeźby-czółna...

Tomasz Krupiński: - Wydaje mi się, że jak już coś robić, to konkretnie. Rzadko robię pokazy indywidualne. Tak naprawdę teraz, w Gdańsku, to jest moje wyjście z cienia, bo ja żyję w swojej niszy, dużo pracuję na południu Francji, nie tylko jako malarz, ale też jako designer. Pokazy robię raz na kilka lat. Ostatni odbył się dwa lata temu na zamku w Topaczu koło Wrocławia, a poprzedni pięć czy sześć lat temu w Cannes. Największa prezentacja prac w Trójmieście odbyła się zaraz po moim dyplomie, 18 lat temu w sopockim Sfinksie. To była charakterystyczna wystawa relikwiarzy, z których do dziś jeden pozostał: ława, która z okazji wystawy „Obraz - Dźwięk” stanęła w holu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, i zostanie tutaj, jako mój dar dla tego teatru, który staram się wspierać od początku. Kibicuję temu miejscu, sam brałem udział w odbywających się tutaj przedsięwzięciach quasi-teatralnych z grupą „Sfinks”. Wracając do pytania - jak już wychodzę z cienia, to chcę pokazać wszystko, co mam, pokazać siebie ze wszystkich stron. Dlatego wystawa jest interdyscyplinarna - mamy rzeźby, obiekty, obrazy i głośniki mojego projektu, które uruchomiłem specjalnie na tę wystawę. Dzień przed wernisażem po raz pierwszy zaczęły grać. Tworzę je od kilku lat, ale czekały na ten właściwy moment.
 

Tak dużej wystawy w Teatrze Szekspirowskim jeszcze nie było - rzeźby, obrazy i obiekty znajdują się i wewnątrz i na murach i przed wejściem do budynku.

Dlaczego dopiero teraz, po latach, odbywa się taka wystawa?

- To jest tak, że żyje się w jakimś rytmie, wirze, obowiązkach, nie jest się wyabstrahowanym od rzeczywistości, która bardziej lub mniej skrzeczy. Poza tym wypracowałem sobie taki komfort w tej chwili, że więcej pracuję we Francji jako designer, ale żyję tu, mogę utrzymywać moją pracownię i stwarzać sobie czas, żeby pracować nad obrazami. Przez ostatnie 15 lat robiłem wnętrza i tylko czasem do nich obrazy. Sprzedaję po świecie obrazy w jednostkowych ilościach, 5-8 rocznie. Ale chciałbym odwrócić tę proporcję w swoim życiu. Chciałbym więcej czasu spędzać w pracowni w Gdańsku, gdzie mam rodzinę, a mniej czasu na robieniu wnętrz, które są absorbujące, gdzie dziesiątki ludzi zaangażowane są w projekty, w wykonawstwo. Teraz na przykład kończymy dom w Katarze, robię też realizacje w Cannes. I mam takie przemyślenie, że w którymś momencie w moim życiu chciałbym zostać tylko ze swoją pracownią i z sobą. Patrząc z boku praca projektanta jest fajna, może być satysfakcjonująca od strony artystycznej i nie tylko, natomiast wymaga bardzo dużo energii, niesie ze sobą bardzo dużo stresu i napięć. Wolę napięcie związane z otwarciem wystawy.

Jak Pan trafił do Cannes?

- Przez przypadek. Przyszedł do mnie do pracowni na Dolnym Mieście Holender, który mieszkał w Cannes i był w kontakcie z tamtejszą galerią. Szukał tutaj kogoś, kto mógłby podziałać z nim przy tworzeniu wnętrz. Wcześniej był związany z biznesem zupełnie niepołączonym ze sztuką, a z.. jelitami. Firma w Żukowie, rodzinny biznes od pokoleń. W pewnym momencie znaleźli się w Cannes i tam przerzucili się na działania wnętrzarskie. Ten człowiek przyszedł do mnie, zobaczył co robię i powiedział: zróbmy coś razem. I do dziś wspólnie prowadzimy te projekty.
 

Podobne stalowe czółna oglądać można w sopockim Parku Północnym. Te dwa tymczasowo ozdobiły mury Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego.

A jeśli chodzi o projekty malarskie - Gdańsk i Teatr Szekspirowski to właściwe miejsca na, jak Pan mówi, „wyjście z cienia”?

- Gdańsk to odpowiednie miejsce - stąd jestem, tutaj mieszkam i żyję. Kocham to miasto. Od początku w nie wrosłem, czuję się z nim związany. Obserwuję jego rozwój i uważam, że jednym z dwóch najfajniejszych obiektów, które powstały na przestrzeni ostatnich lat jest Gdański Teatr Szekspirowski i Europejskie Centrum Solidarności. To obiekty klasy światowej. Teatr Szekspirowski ma intrygującą formę i bryłę. Trochę czasu zajęło mi, zanim przyjąłem ją za własną i oswoiłem się z nią. Z zewnątrz stwarza surowe wrażenie, ale wewnątrz jest szkatułą. Są tu fajne przestrzenie i przekosy, które można zaaranżować. Ważne było również dla mnie to, że mogę na dziedzińcu zrobić akcję z muzyką i ogniem. Był też powód prozaiczny, dla którego ta wystawa odbywa się właśnie tutaj - profesor Jerzy Limon wyszedł do mnie z pozytywnym sygnałem, że mogę w tym miejscu zrobić prezentację swoich prac.

W tej wystawie ważną rolę odgrywają nie tylko obrazy, rzeźby i obiekty, ale też tytułowy „dźwięk”. Jak doszło do współpracy z Wojtkiem Mazolewskim, który zagrał na otwarciu wydarzenia?

- Pierwsza nasza taka wspólna akcja była w 2001 roku, kiedy ustawiałem czółna w Sopocie. Później to miało kontynuację, gdy prowadziłem przez dwa lata galerię PiTiPa na Ogarnej w Gdańsku - Wojtek aranżował stronę muzyczną, ja odpowiadałem za plastyczną. Następnie wspólnie robiliśmy wystawę w Topaczu, a teraz jest tego kontynuacja. Muzyka to jest coś, co mi towarzyszy i w życiu i w pracy permanentnie. Nie mogę bez tego funkcjonować. Tworzę obrazy słuchając muzyki, i jest mi ona niezbędna również, kiedy pokazuję swoją sztukę.
 

Obok monumentalnych obrazów Tomasza Krupińskiego nie sposób przejść obojętnie. Na pierwszy rzut oka mogą przytłaczać...

...warto jednak podejść bliżej, by dostrzec detale takie jak ten: fragment czarnego dębu z Wyspy Spichrzów.

Co Pan wykorzystuje przy tworzeniu obrazów?

- Gros tych obrazów zawiera wydobyte z ziemi czarne dęby. Poza tym, że to już samo w sobie niesie w sobie pewien komunikat, to tak naprawdę fascynuje mnie materia. Jak się popatrzy na moje wszystkie prace, to jeśli coś można o mnie powiedzieć, to to, że robię sztukę materii: jest tu pewna prostota formy, ale i bogactwo materii, której szukam. Obraz, który można zobaczyć w holu Teatru Szekspirowskiego - z liniami rozchodzącymi się w pionie, albo jeden z tych zawieszonych w drewnianym foyer, który przypomina grań skalną, to wynik moich podróży, które są moją kolejną pasją. Przy czym nie jestem podróżnikiem, który lata samolotami i śpi w hotelach, tylko biorę samochód terenowy i jeżdżę po świecie. W ten sposób zbieram inspiracje. Jest więc wśród moich obrazów „Georgia on my mind” i tryptyk macedoński. To podejrzana przeze mnie natura, którą przetwarzam i przedstawiam w abstrakcyjny sposób.

Oglądając Pana prace nie sposób nie zauważyć także, że interesuje Pana archeologia i materiały związane z regionem.

- Urodziłem się i wychowałem w Białymstoku i tak naprawdę ukształtowała mnie szkoła w Supraślu. To jest mała miejscowość, w której jak w soczewce skupione są wszystkie plusy i minusy wielokulturowej Polski, która kiedyś istniała. Były wpływy Zakonu Bazylianów, było pełne prawosławie, kościół protestancki, Żydzi i Niemcy fabrykanci, którzy tam budowali. To życie na zderzeniu różnych kultur. Jak znalazłem się tutaj, a byłem „obcy”, zacząłem szukać korzeni związanych z Gdańskiem. Uwielbiałem siedzieć w jeszcze nieodrestaurowanym wtedy kościele św. Jana. To było moje ulubione miejsce, wkradałem się tam i chłonąłem tamten surowy gotyk.

Wyjątkowy prezent z historią - gotycka ława, którą artysta prezentował na wystawie w latach 90. dziś stoi w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.

Skoro mowa o stylu gotyckim. Zdecydował się Pan podarować Gdańskiemu Teatrowi Szekspirowskiemu jeden z wspomnianych relikwiarzy - ławę. Dlaczego?

- Ponieważ to jest obiekt, który zawiera w sobie cytaty kultury materialnej tego regionu. Wydobyte z Wyspy Spichrzów czarne dęby z fundamentów i cytaty kamienne architektoniczne - jeśli dobrze pamiętam z budynku Miejskiej Kasy Oszczędnościowej zaraz przy Moście Zielonym. Do tego cytaty menonickie, wyszukane na Żuławach w ruinach. Wystawa, na którą stworzyłem tę ławę, była zatytułowana właśnie „Relikwiarze”, i wszystkie z prac zawierały jakiś element quasi-archeologiczny, który był związany z tym regionem. Gdański Teatr Szekspirowski także powstał z „ziemi”, czyli z tego co zostało w niej znalezione - tutaj też wydobyte były oryginalne fundamenty czy belki, więc to gdzieś się ze sobą metafizycznie łączy.
 

Kawałek historii wtopiony w drewno z fundamentów budynku na Wyspie Spichrzów.


Czytaj także:

Mazolewski i Krupiński: wyjątkowa wystawa „Obraz - Dźwięk” w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim



TV

Pracownicy magistratu oddali krew