• Start
  • Wiadomości
  • Szef Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 uważa, że to "stek kłamstw, pomówień, inwektyw, oszczerstw"

Szef Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 uważa, że to "stek kłamstw, pomówień, inwektyw, oszczerstw"

Mariusz Wójtowicz, pełniący obowiązki dyrektora Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 (w organizacji) nie zgadza się z treścią reportażu na temat działalności tej placówki, który napisał Sebastian Łupak, dziennikarz portalu gdańsk.pl. “Przypomina mi zjadliwą krytykę i niewybredne polemiki”. Poniżej prezentujemy treść artykułu oraz odpowiedź Mariusza Wójtowicza - bez jakichkolwiek skrótów i komentarzy.
03.08.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Nocna projekcja filmu Westerplatte w reżyserii Stanisława Różewicza, który zainaugurował tego lata serię pokazów kinowych na terenie Westerplatte.

Treść reportażu Sebastiana Łupaka jest do przeczytania TUTAJ

A oto odpowiedź Mariusza Wójtowicza, p. o. dyrektora Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 (w organizacji):


Szanowny Panie,

W pierwszej kolejności zmuszony jestem zauważyć, że stek kłamstw, pomówień, inwektyw, oszczerstw, który padł pod moim adresem w artykule „Muzeum Westerplatte i Wojny 1939: jak się robi fałszywą historię i grozi przewodnikom PTTK” [https://www.gdansk.pl/wiadomosci/Muzeum-Westerplatte-i-Wojny-1939-jak-sie-robi-falszywa-historie-i-grozi-przewodnikom-PTTK,a,57172], przypomina mi zjadliwą krytykę i niewybredne polemiki, jakie w l. 1993-1995 r. skierowane przez środowisko gdańskie, w tym lokalne media, wobec pisarza i publicysty śp. Janusza Roszki, który opublikował relację kmdr. Franciszka Dąbrowskiego, odsłaniającą kulisy załamania się mjr. Sucharskiego i wywieszenia na jego rozkaz białej flagi w dniu 2 września 1939 r. Tymczasem pierwsze głosy na ten temat pojawiły się już w latach 50-tych.

Odpowiadając na Pana pytania:

1. Projekt budowy Muzeum Westerplatte został reaktywowany i z niewielkimi modyfikacjami jest w obecnej chwili wdrażany w życie. Obecnie staramy się nadrobić straconych dla Westerplatte ostatnich 8 lat.

„Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 (w organizacji)”, powołane decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w grudniu 2015 r., ma za zadanie upamiętnienie żołnierzy Wojska Polskiego II RP walczących na półwyspie w 1939 roku i rewitalizację Pola Bitwy Westerplatte. Celem Muzeum jest stworzenie ekspozycji stałej do 1 września 2019 r. i jest to zadanie najważniejsze. O konkretnych działaniach związanych z projektem zadecydują prace archeologiczne, które będą stanowiły fundament koncepcji dalszego zagospodarowania pola walk na Westerplatte, a które będą kontynuacją prac rozpoczętych jeszcze w 2006 r., ze strony MKiDN zainicjowanych w 2005 r. przez pana ministra Jarosława Sellina.

Mimo stosunkowo krótkiego czasu, jaki upłynął od powołania Muzeum, nasza placówka rozpoczęła szereg projektów, m.in. "Misja Poszukiwawczo-Archeologiczna na Westerplatte", rekonstrukcja i renowacja zabytków (także związanych z historią obrony Westerplatte), przygotowanie publikacji dotyczących obrony Westerplatte, przygotowanie programów edukacyjnych i kulturalnych skierowanych do młodzieży oraz projektów związanych z rewaloryzacją i rewitalizacją półwyspu Westerplatte. W projektach tych Muzeum współpracuje ze Stowarzyszeniem Rekonstrukcji Historycznej WST na W-tte, mającym największe w Polsce archiwalia, gromadzone właśnie pod kątem budowy Muzeum Westerplatte, do czego Stowarzyszenie zostało zobowiązane w testamencie ostatniego Obrońcy Westerplatte mjr. Ignacego Skowrona, który zmarł w 2012 r.

2. W żadnej z moich publikacji nie pisałem o mjr. Henryku Sucharskim jako o „zdrajcy i tchórzu”, które to słowa po raz kolejny mi Pan przypisuje w artykule na portalu gdansk.pl. Jeśli opiera Pan swoją wiedzę w tym zakresie na informacjach przekazywanych przed laty mediom przez p. Chochlewa, twórcy filmu „Tajemnica Westerplatte” oraz jego współpracowników, jakobym mówił o tym, że mjr. Sucharski jest „agentem rosyjskim i niemieckim”, to nie pozostaje mi nic innego niż pogratulować Panu rzetelności dziennikarskiej. Jest faktem, że mówiłem i pisałem, iż major Sucharski był „agentem”, a dokładnie „oficerem wywiadu Oddziału II Sztabu Głównego WP”. I jest to niezwykle interesująca informacja. Swoją karierę oficera wywiadu Henryk Sucharski zaczął w stopniu kapitana podczas XII kursu informacyjno-wywiadowczego w korpusie piechoty przy Oddziale II Sztabu Głównego WP w 1935 r. Informacji o tym nie podaje w swoich publikacjach apologeta mjr. Henryka Sucharskiego p. Drzycimski, przez lata współpracujący z por. Stanisławą Górnikiewicz, byłą oficer SB inwigilującą środowisko Westerplatczyków (która dostęp do swojego archiwum o Westerplatte złożonego w Bibliotece Gdańskiej, zastrzegła na 25 lat po jej śmierci).

Jako ciekawostkę dodam, że mjr. Sucharski jako „agent wywiadu” w 1938 r. w Wolnym Mieście Gdańsku działał już pod przykryciem przedstawiciela handlowego firmy obuwniczej „Bata”. Nie jest więc prawdą to, że do służby na Westerplatte trafił bezpośrednio z 35. PP w Brześciu. To tylko część informacji, jakie znaleźć można w mojej książce. Jeśli ten fragment niezwykle fascynującego przebiegu kariery wojskowej mjr. Sucharskiego, w roli doskonale wyszkolonego oficera polskiego wywiadu wojskowego, jest dla kogoś równoznaczny z insynuacjami o tym, że mjr. Sucharski był „agentem obcych wywiadów”, to jest albo w błędzie albo celowo przedstawia moją osobę w fałszywym świetle.

Stąd też ostrzegałbym przed demonizowaniem mojej osoby i posługiwaniem się oskarżeniami autorstwa osób przede wszystkim zaangażowanych w produkcję filmu „Tajemnica Westerplatte”. Pragnę przypomnieć, że scenariusz tego filmu, który opiniowałem w 2008 r. na prośbę Kancelarii Premiera p. Donalda Tuska, oceniłem negatywnie, głównie ze względu na wyjątkowo zły wizerunek mjr. Sucharskiego, jaki został tam nakreślony. Mjr Henryk Sucharski w myśl tego scenariusza miał być osobą m.in. niezrównoważoną psychicznie i o wyjątkowo niskim morale, pozostali żołnierze jako zdemoralizowani pijacy, zboczeńcy, awanturnicy i złodzieje. Z tego też powodu stanowczo protestowałem przeciwko realizacji tego filmu, za co spotkałem się z niezliczoną ilością pomówień oraz szkalujących mnie opinii w mediach lokalnych i ogólnopolskich, z których wiodącą jest opinia jakobym mjr. Sucharskiego uważał za „tchórza, zdrajcę i agenta”. W produkcję tego filmu o niewątpliwym wydźwięku antypatriotycznym, atakującego pamięć Obrońców Westerplatte, był mocno zaangażowany p. Sebastian Draga, kolega p. Okuniewskiego, członek zarządu jego fundacji „Invinire Salvum”, występujący w napisach końcowych filmu „Tajemnica Westerplatte” jako „konsultant ds. militariów”. Pan Draga jest stałym współorganizatorem imprez Muzeum II WŚ na Westerplatte. Czyich interesów na Westerplatte broni p. Okuniewski?

Działalności wywiadowczej mjr. Sucharskiego poświęciłem kilka lat temu krótkie opowiadanie, którego fragment został opublikowany w magazynie „Militaria”. Wydaje mi się, że warto aby się Pan z tym fragmentem zapoznał:

http://www.podhorski.pl/images/publikacje/work-full22.jpg

http://www.podhorski.pl/images/publikacje/work-full23.jpg

Nie mam żadnych uprzedzeń ani do mjr. Sucharskiego, ani do żadnego innego żołnierza z Westerplatte. Moja krytyka działań poszczególnych żołnierzy załogi Westerplatte w trakcie

obrony, wynika wyłącznie z badań i analizy dostępnych materiałów źródłowych. Inne były moje opinie sprzed np. 12 lat, kiedy to miałem dostęp do zdecydowanie mniejszej ilości źródeł, inne są obecnie i być może jeszcze inne będą, gdy odkryję kolejne nieznane źródła. Wszystkie moje najważniejsze ustalenia odnaleźć można w książce „Westerplatte. Prawdziwa historia” wydanej w roku 2009, w której szczegóły dotyczące historii Westerplatte, walk i dzieje poszczególnych bohaterów do dnia dzisiejszego nie zostały podważone. Wszystkie informacje podane w książce oparte są na rzetelnie sprawdzonych źródłach. Dowodem na to jest m.in. 19 stron bibliografii.

Chciałbym jednocześnie zaznaczyć, że moja publikacja „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” jest jedyną monografią o walkach w 1939 r. na terenie półwyspu, jaka do tej pory się ukazała. Można w niej odnaleźć rzeczy ważniejsze niż spór na linii Sucharski-Dąbrowski oraz postawa mjr. Sucharskiego (czemu poświęciłem zaledwie kilka stron), jak choćby m.in. brak rozkazu dla Składnicy o obronie przez 6, a następnie 12 godzin, na którym to micie opierają się wszystkie dotychczasowe publikacje, filmy i inne opracowania, w tym m.in. także p. dr. Drzycimskiego. Z książki „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” może się Pan także dowiedzieć, że relacje zamieszczone w publikacji pod red. Z. Flisowskiego „Westerplatte” były po wielokroć fałszowane przez cenzurę MON (m.in. w relacjach żołnierzy nazwisko „Dąbrowski” zamieniano na „Sucharski”), co było możliwe do ustalenia dzięki odnalezieniu przeze mnie oryginalnych relacji, z jakich korzystał Zbigniew Flisowski. W żadnej innej publikacji o walkach na Westerplatte nie znajdzie Pan tak dokładnie opisanego przebiegu wydarzeń widzianych oczami świadków obydwu walczących stron.

O tym jak wydawnictwa i pisma naukowe przez lata wykreślały z tekstów znakomitego historyka i badacza dziejów obrony Westerplatte śp. kmdr. dr. Rafała Witkowskiego fragmenty mówiące o załamaniu się psychicznym mjr. Sucharskiego, wywieszeniu na jego rozkaz białej flagi 2 września, zapewne moi oponenci nie słyszeli, a szkoda. Kmdr dr Witkowski i Janusz Roszko to osoby, które przez lata najodważniej poruszały sprawę załamania mjr. Sucharskiego, jego postawy w czasie obrony i białej flagi 2 września.

A skoro tak bardzo pp. dr Drzycimski, dr Marszalec i dr Szkudliński kwestionują tylko i wyłącznie informację zawartą w jednym przypisie, na jednej stronie mojej książki, to gdzie ich obiektywna recenzja ocena pozostałych 660 stron i 2698 przypisów? Prawdziwy badacz i historyk ma odwagę dyskutować i przedstawiać rzeczowe kontrargumenty. Czyżby ich zabrakło lub zabrakło odwagi do dyskusji z „badaczem-amatorem”?

I wbrew temu, co Pan już napisał na portalu gdansk.pl, jedyne niepochlebne recenzje, jakie zebrała moja książka pochodzą wyłącznie od dwóch pracowników Muzeum II WŚ. Wydrukowania moich odpowiedzi na te „recenzje” redakcje lokalnych gazet odmówiły, co było nie tylko naruszeniem dobrych obyczajów dziennikarskich, ale i prawa prasowego. Nie zamierzałem jednak tracić czasu jak p. Janusz Roszko, walczący przez lata przed sądem o swoje prawa. Trzeba było przede wszystkim ratować relikty po dawnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej.

Materiały do mojej monografii były zbierane przez Westerplatczyków już w latach 70-tych (choć oczywiście nie ja miałem być jej pierwotnym autorem). Jest to kilka wielkich kartonów z relacjami, dokumentami, albumami z fotografiami i wieloma bezcennymi archiwaliami. Najstarsza relacja pochodzi z 1956 r. Obrońcy Westerplatte byli żywo zainteresowani tym, by wreszcie ukazała się książka o ich walce bez przekłamań, jakie znalazły się w książce Z. Flisowskiego, czy filmie S. Różewicza. Książka więc niejako napisana została z inspiracji Ich samych, jak i śp. prof. Pawła Piotra Wieczorkiewicza, który był zaintrygowany moim wcześniej wydanym paradokumentalnym komiksem „Westerplatte. Załoga śmierci”, otwierającym w Polsce nowy gatunek komiksów historycznych i polecał go swoim studentom. Komiks świetnie

się sprzedał i zebrał znakomite recenzje m.in. wśród wykładowców uczelni wojskowych (w 2004 r. p. dr. Drzycimski skomentował w telewizji fakt tworzenia komiksu o obronie Westerplatte jako „historyczne bandyctwo”). Pan Profesor Wieczorkiewicz za wiarygodną uznawał informację o załamaniu mjr. Sucharskiego, wywieszeniu na jego rozkaz białej flagi 2 września i przejęciu dowodzenia przez kpt. Dąbrowskiego. Czy wtedy, gdy żył Pan Profesor jego zdanie podważali pp. Szkudliński, Marszalec i Drzycimski?

Chyba też nieprzypadkowo moja książka została wybrana przez czytelników portalu Histmag jedną z „10 najlepszych książek historycznych 2009 r.” Książka spotkała się z ogromnym zainteresowaniem, czego dowodem jest szybko wyprzedany nakład i setki maili od czytelników, którzy byli pełni uznania oraz poparcia dla mojej 5-letniej pracy oraz zespołu osób współpracujących przy powstaniu książki (efektem tego są nieznane wcześniej relacje polskich obrońców i niemieckich żołnierzy atakujących Westerplatte, mapy, przekroje aksonometryczne wartowni, rzuty, schematy i prawie 700 fotografii, większość archiwalnych i nigdy wcześniej nie publikowanych, a także uaktualniona lista Obrońców wraz z danymi dotyczącymi Ich stanowisk bojowych oraz odniesionych kontuzji i ran). Dowody sympatii na spotkaniach z czytelnikami czy też z okazji podpisywania publikacji są też wymownym przykładem. Zainteresowanie czytelników przełożyło się na propozycje ponownego wydania mojej książki przez jedno z największych wydawnictw w Polsce i mam nadzieję, że w publikacja ta ukaże się jeszcze w tym roku, w większym niż uprzednio, nakładzie. Jednocześnie zapraszam Pana do zakupienia w bieżącym roku także kolejnych moich publikacji, w tym także wznowień wcześniej wydanych. Znajdzie Pan w nich jeszcze więcej fascynujących i niezwykle interesujących informacji o Westerplatte oraz o bohaterskiej obronie polskich żołnierzy w 1939 r.

Nieco dziwić fakt, że jedyni krytycy mojej publikacji, mając 8 lat oraz co roku m.in. sześć milionów złotych na badania naukowe, nawet nie podjęli próby stworzenia poważnej publikacji na temat Westerplatte, ograniczając się do szkalowania mojej osoby, deprecjonowania moich zasług dla Westerplatte oraz próby przejęcia unikatowych zbiorów Stowarzyszenia RH WST na Wtte, w tym zbioru porcelany, jaka w czasie obrony Składnicy znajdowała się w kasynach oficerskim i podoficerskim i nosi ślady bombardowania Westerplatte bombami zapalającymi.

Sprawa depeszy ze „Schleswig-Holsteina”, a także notatki adiutanta dowódcy Kompanii Szturmowej, jak i relacji niemieckich żołnierzy dotyczących zauważenia białej flagi na koszarach 2 września są znane od lat m.in. z książki „Zanim poddał się Hel” autorstwa Jacka Żebrowskiego na którego publikacje m.in. się powołuję. O wywieszeniu białej flagi w dniu 2 września oraz załamaniu mjr. Sucharskiego wspominają także Westerplatczycy, bezpośredni świadkowie, w tym m.in. por. Kręgielski i obecny wówczas w koszarach plut. Wróbel, których relacje neguje p. dr Drzycimski.

Pan dr Drzycimski, jak dotąd wszystkie swoje opracowania oparł na tezie, jakoby Westerplatte miało się bronić przez 12 godzin i rozkaz ten mjr Sucharski spełnił 1 września. Dotychczas p. dr Drzycimski nie opublikował żadnego dokumentu, który by tą tezę uwiarygadniał. Nie opublikował, bo takiego dokumentu nie ma i nigdy nie było.

To w mojej książce mit o rozkazie 12 godzin obrony Składnicy został obalony ostatecznie, także w specjalnie temu poświęconym załączniku autorstwa p. dr. Krzysztofa Zajączkowskiego, autora wielu pozycji o Westerplatte m.in. „Westerplatte jako miejsce pamięci 1945-1989”. Nie dziwi więc niechęć historyków i „badaczy Westerplatte”, których dotychczasowe publikacje i opracowania naukowe zostały podważone. O zakresie wiedzy, jaką dysponuje p. dr Drzycimski świadczy chociażby podana przez niego kolejny raz liczba 210 obrońców, która nieaktualna jest

od kilkudziesięciu lat, czy też umieszczenie na okładce jednej ze swoich książek fotografii bodaj pancernika klasy „Bismarck” jako „Schleswig-Holsteina” ostrzeliwującego Westerplatte.

W kwestii rzeczywistej liczby Obrońców odsyłam panów dr Drzycimskiego i dr Szkudlińskiego do publikacji „Westerplatte. Leksykon biograficzny” historyka i znakomitego badacza losów żołnierzy Załogi Westerplatte pana Krzysztofa H. Dróżdża. Mam nadzieję, że tym razem jednak zechcą, korzystając z tej publikacji, podać źródło swoich informacji. Jak bowiem wiadomo, obydwaj panowie skompromitowali się przy okazji renowacji tablic pod ruiną koszar upamiętniających obrońców Westerplatte i nadal nie odpowiedzieli na list otwarty pana Krzysztofa H. Dróżdża [http://bylonieminelo.pl/forum/viewtopic.php?f=64&t=77671], w którym oskarża ich o „korzystanie z cudzego dorobku naukowego”. Jak napisał pan Dróżdż, wnuk Obrońcy Westerplatte: „Od przemilczania czyichś zasług jest bardzo krótka droga do bycia posądzonym o zwykłą kradzież. Jeden i drugi sposób postępowania nie przynosi chluby żadnej placówce muzealnej”.

Pozwolę sobie wyrazić opinię, iż panowie dr Drzycimski, dr Szkudliński, dr Marszalec, Okuniewski i Minczykow udają zatroskanie losami zabytków i miejsca-pamięci Westerplatte. Gdzie byli przez ostatnich 15 lat, gdy wraz z kolegami ze Stowarzyszenia ratowaliśmy placówkę „Fort” mata Rygielskiego, przez kilkadziesiąt lat służącej jako dziki szalet, wypompowując ze środka kilkanaście ton nieczystości? Gdzie byli, gdy trzeba było wyczyścić z odchodów miejsce śmierci pierwszego polskiego żołnierza na Westerplatte st. strz. Konstantego Jezierskiego? Przykładów można mnożyć. Czy napastliwym wypowiedziom pod moim adresem przyświeca prawdziwe zainteresowanie losem terenów dawnej Składnicy, jak i zachowaniem pamięci o Obrońcach Westerplatte?

Natomiast co do dalszej części pytania: nie wydaje mi się, żeby na przestrzeni ostatnich 14 lat ktokolwiek miał jakiekolwiek uwagi co do prowadzonej przeze mnie i kolegów ze Stowarzyszenia, działalności edukacyjnej na Westerplatte. Świadczą o tym dziesiątki pozytywnych opinii i pisemnych podziękowań, informacje w mediach, a także choćby to, że szereg szkół co roku wysyła na spotkania ze mną na Westerplatte kolejne roczniki młodzieży, nawet z tak odległych regionów jak Podkarpacie. To bardzo dobra podstawa, by w niedalekiej przyszłości móc rozwijać te doświadczenia w Muzeum Westerplatte. Dziękuję też za opublikowanie mojej wizytówki z adresami profili na Facebooku. Dzięki temu czytelnicy mogli się zapoznać z rzetelnymi informacjami nt. dotychczasowej mojej i Stowarzyszenia społecznej pracy na Westerplatte. Otrzymałem też szereg nowych zapytań o możliwość oprowadzenia po terenach dawnej Składnicy.

Za dyskusyjne uważam Pana określenie „Westerplatte latem jest urokliwe” biorąc pod uwagę docierające do nas głosy o jarmarcznej estetyce z zapachem grochówki w tle oraz spłycaniu symbolu Westerplatte poprzez festynowy klimat i obecność kuchni polowej, jakiej nigdy w Składnicy nie było. Podobnie krytycznie do obecnej „rekonstrukcji historycznej” na Westerplatte wypowiadają się członkowie profesjonalnych grup rekonstrukcji historycznych z całej Polski, odtwarzających oddziały WP II RP. Nie wspomnę tu o niszczejących zabytkach i historycznych miejscach służących dziś jako dzikie toalety, które uroku Westerplatte nie dają.

3. Tytuł mojej inżynierskiej pracy dyplomowej brzmi „Rewitalizacja przedpola placówki Fort na Westerplatte”, którą obroniłem na ocenę bardzo dobrą z wyróżnieniem. Natomiast o mojej społecznej i zawodowej pracy na rzecz ratowania miejsca pamięci Westerplatte, osiągnięciach, pozyskanych i uratowanych zabytkach dowie się Pan w skrócie z mojej strony www.podhorski.pl

4. Jeśli chodzi o opisane przez Pana zdarzenie związane ze spotkaniem z p. Dorotą Stachurą, to faktycznie miało ono miejsce, jednak przywołany przez Pana jego przebieg, jest nieprawdziwy i to już począwszy od daty tego wydarzenia.

Panią Dorotę Stachurę spotkałem na Westerplatte nie „tydzień temu”, a 9 maja o godz. 1300. Ponieważ mam świadków tego przypadkowego spotkania, mogę sobie pozwolić na dokładne sprostowanie opisu zaistniałej sytuacji. Wraz z kierownikiem działu wystawienniczego, zauważyliśmy jak kilkunastoosobowa grupa mija ruiny Wartowni Nr 3. Jako człowiek oddany historii Westerplatte oraz pamięci Bohaterów Składnicy staram się zainteresować ludzi konkretnymi miejscami na półwyspie, przy których przechodzą, a o których jeszcze nie można na znaleźć żadnej rzetelnej informacji. Są to miejsca związane z dramatycznymi, czasem niezwykle fascynującymi epizodami z walk w 1939 r. lub też epizodami z życia codziennego Składnicy przed wybuchem wojny. Grzecznie przeprosiłem, że zatrzymuję wycieczkę, przedstawiłem się i spytałem się, czy mogą mi poświęcić minutę uwagi. Powiedziałem, że w tym miejscu zginął pierwszy polski żołnierz na Westerplatte st. strz. Konstanty Jezierski i jest to z tego powodu miejsce szczególnie ważne. Przedstawiłem szczegółowo okoliczności zdarzenia cytując relacje Obrońców. Z panią Stachurą, już po odejściu grupy, zamieniłem kilka uprzejmych zdań dotyczących źródła informacji. Później ponownie spotkaliśmy się przypadkowo przy Wartowni Nr 1, gdzie grzecznościowo przekazałem jej swoją wizytówkę. Nie jest też prawdą, że kogokolwiek zaczepiałem, że nauczycielki zwracały mi uwagę, że „egzaminowałem” panią Stachurę, czy też, że pani Stachurze groziłem (!). Spotkanie miało bardzo życzliwy i przyjazny dla obu stron przebieg, młodzież słuchała mnie z dużym zainteresowaniem. Skąd więc taki kłamliwy tytuł o „grożeniu przewodnikom PTTK”?

Spotkanie i moje wypowiedzi, o których wspomina p. Zdzisław, pracujący w Wartowni Nr 1 nie mogły mieć nigdy miejsca i są konfabulacją tego pana lub Pana kolejną manipulacją wypowiedziami innych osób. W tym roku byłem po raz pierwszy w tym zabytku po 9 latach. Gdy byłem tam poprzednio, czyli 30 sierpnia 2007 r. p. Zdzisław tam nie pracował. Być może pomylił mnie z p. Pawłem Chochlewem, reżyserem filmu „Tajemnica Westerplatte”.

Czemu mają służyć te i inne oszczerstwa, insynuacje oraz kolejne kłamstwa, jakoby członkowie Stowarzyszenia, czy też pracownicy muzeum „mają wdawać się w dyskusje i spory z pracownikami wartowni, rekonstruktorami czy przewodnikami PTTK”. Takie zdarzenia także nigdy nie miały miejsca. Być może członkowie Stowarzyszenia myleni są z pracownikami Muzeum II WŚ, którzy posiadają firmowe czerwone polary?

Bywam na Westerplatte bardzo często i od lat prowadzę niezwykle interesujące rozmowy z młodzieżą i przewodnikami PTTK, pasjonatami historii Gdańska, którzy zwykle interesują się naszymi pracami mającymi na celu ocalenie reliktów Westerplatte, jak i są zainteresowani szczegółami wydarzeń z obrony Westerplatte, a także losem Obrońców po kapitulacji. Chętnie rozmawiam także o tym, o czym dowiedziałem się bezpośrednio z ust Obrońców Westerplatte. Od prawie 13 lat organizuję "Spotkania z Historią na Westerplatte" dla dzieci, młodzieży i studentów m.in. z Akademii Obrony Narodowej, a także dla żołnierzy WP, w tym z jednostek specjalnych omawiając m.in. sytuacje taktyczne podczas obrony Składnicy. Otrzymywałem po takich spotkaniach szereg podziękowań oraz pozytywnych opinii o mojej wiedzy o obronie Westerplatte, topografii przedwojennego półwyspu, architekturze nieistniejących dziś obiektów, uzbrojeniu i fortyfikacjach Składnicy.

Tak jak sierż. Michał Gawlicki, pierwszy społeczny przewodnik po Westerplatte, który już w latach 60-tych w wolnym czasie oprowadzał turystów po dawnym polu walk, jak maci Franciszek Bartoszak i Bernard Rygielski w Wartowni Nr 1, tak i ja staram się na Westerplatte

zainteresować młodzież czymś więcej niż tylko kupieniem pamiątek i zrobieniem sobie „selfie” z Pomnikiem.

Oczekuję opublikowania mojej odpowiedzi, oficjalnych przeprosin za naruszenie dóbr osobistych godzących w moje dobre imię a zawartych w artykule „Muzeum Westerplatte i Wojny 1939: jak się robi fałszywą historię i grozi przewodnikom PTTK” oraz sprostowania zawartych w artykule nieprawdziwych informacji, jakobym:

- groził przewodnikom PTTK,

- w Wartowni nr 1 mówił iż „Westerplatczycy to pijacy i zdrajcy, bo skapitulowali, a przecież powinni byli walczyć do końca”,

- „ludzie przygotowujący nowe muzeum, czyli współpracownicy Wójtowicza-Podhorskiego, mają podobno wdawać się w dyskusje i spory z pracownikami wartowni, rekonstruktorami czy przewodnikami PTTK”,

poprzez stosowną publikację na portalu www.gdansk.pl oraz innych miejscach, w których Pana artykuł jest publikowany.


Z poważaniem,

Mariusz Wójtowicz

p.o. dyrektora Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 (w organizacji)


TV

Profilaktyka piersi w tramwaju w Dzień Kobiet