• Start
  • Wiadomości
  • Piotr Bystrianin o uchodźcach: "Brak solidarności jest błędem"

Piotr Bystrianin o uchodźcach: "Brak solidarności jest błędem"

Piotr Bystrianin, prezes Fundacji Ocalenie: "Odmawia się wjazdu rodzinom z dziećmi i samotnym kobietom z dziećmi po traumie. A politycy mówią o bronieniu Polski, i na dodatek w naszym imieniu. To tylko krzywdzi tych ludzi, a nas przed nikim nie broni, bo ci którzy chcieliby tu przyjechać ze złymi zamiarami i tak tu dotrą w inny sposób".
15.06.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Kwiecień 2017. Piotr Bystrianin podczas konferencji prasowej rozpoczynającej kampanię Gdańsk dla Ofiar Wojny

Aldona Dybuk: Czy uchodźcy są dla nas zagrożeniem?

Piotr Bystrianin: - Jeżeli ktoś chciałby się tutaj dostać i przeprowadzić zamach, to dużo łatwiej będzie mu dotrzeć zwyczajnie, np. samolotem, na zaproszenie do pracy, turystycznie czy przyjeżdżając bez kontroli z innego państwa strefy Shengen. Uchodźca od razu jest kontrolowany przez Straż Graniczną i poddawany procedurze weryfikacji przez Urząd ds. Cudzoziemców. Następnie każdy wniosek opiniuje ABW. Dlatego straszenie nas uchodźcami jest bezpodstawne.

A co, jeżeli mimo wszystko osoba, która posiada status uchodźcy mówiąc kolokwialnie „podpadnie”?

- Jeżeli ktoś okazałby się niebezpieczny to status uchodźcy może mu zostać odebrany. Jeżeli nawet ktoś byłby zagrożeniem, można go deportować z Polski.

Kim w takim razie jest grupa uchodźców, która trafia do Polski?

- Zdecydowanie jest więcej rodzin i kobiet z dziećmi. Aktualnie w Terespolu polska straż graniczna łamie prawo nie wpuszczając uchodźców do Polski. To nas przed nikim nie chroni, bo ci którzy chcieliby tu przyjechać ze złymi zamiarami i tak tu dotrą w inny sposób. I tak odmawia się wjazdu rodzinom z dziećmi i samotnym kobietom z dziećmi po traumie. A politycy mówią o bronieniu Polski. Nas to przed nikim nie broni, tylko krzywdzi tych ludzi i na dodatek w naszym imieniu.

Jakich narodowości uchodźcom pomaga Fundacja Ocalenie?

- Pomagamy wszystkim, którzy docierają do Polski. Przede wszystkim są to Czeczeni, uchodźcy z Kaukazu, Gruzji, Inguszetii, Kazachstanu, Ukrainy, Syrii, Iraku, Libii, Somalii i jeszcze kilkunastu innych krajów. Przy czym ok. 85 proc. to osoby z Czeczenii i Kaukazu.

Możesz przyłączyć się do akcji "GDAŃSK DLA OFIAR WOJNY"

Czym kierują się uchodźcy wybierając kraj docelowy?

- Uchodźcy najpierw próbują dojechać tam, gdzie już mają rodzinę lub znają język danego kraju. Najczęściej tam chcą ubiegać się o status uchodźcy. Ale zgodnie z prawem unijnym muszą zostać w miesjcu, gdzie przekroczyli granicę. Część uchodźców chce tu zostać, ale niektórym ciężko się z tym pogodzić i próbują wyjechać na stałe do innego kraju. Mamy właśnie od niedawna taką rodzinę z Syrii, która gdzie indziej ma rodzinę, bliskich, a do Polski zostali deportowani z innego kraju strefy Shengen.

Dlaczego to jest tak ważne?

- Ponieważ w początkowym etapie mogą w naturalny sposób liczyć na wsparcie rodziny, naukę języka. To naturalne, że szukają takich miejsc, jeżeli w Polsce nie mają rodziny. U nas społeczności migranckich z Bliskiego Wschodu jest mniej, niż w innych krajach w Europie.

A jeżeli uchodźca zdecyduje się pojechać dalej, w głąb Europy?

- Jest wówczas z powrotem kierowany do kraju UE, do którego najpierw dotarł. To właśnie m.in. te przepisy doprowadziły do tzw. kryzysu migracyjnegp. Już od wielu lat, dużo wcześniej, niż sprawa ta nabrała rozgłosu w mediach, Włochy i Grecja alarmowały, że są przeciążone i nie dają sobie rady z liczbą uchodźców, którzy do nich docierają. Chciały solidarności, żeby inne kraje przyjęły część tych osób. Niestety, nie było na to zgody krajów UE. Ta sprawa była politycznie zamiatana pod dywan i w końcu doszło do takiego nagromadzenia ludzi, że oni po prostu zaczęli iść. Przepisy unijne okazały się nieskuteczne.

Gdzie zatem popełniono błąd?

- Błędem, tak wtedy jak i dziś, jest brak solidarności. Gdyby wspólnota europejska zajęła się problemem napływu uchodźców i uchodźczyń do południowych krańców Europy, być może do kryzysu nie doszłoby. Z kolei dziś, solidarność jest potrzebna w przyjmowaniu osób, które zgłosiły się do relokacji. Cały system zawodzi, gdy takie kraje jak Polska, czy Węgry stają okoniem i pomimo wcześniejszych deklaracji, nie biorą udziału w programie. To sprawia, że pozostałe kraje unijne też bardziej ociągają się w przyjmowaniu relokowanych. Myślą: „skoro są tacy, których te zobowiązania nie dotyczą, to czemu my mamy ponosić dodatkowe koszty?” Na spotkaniach z organizacjami greckimi, z przedstawicielami władz, usłyszeliśmy wiele zarzutów wobec stanowiska Polski i braku solidarności, jaką okazujemy jako kraj. Oni, pogrążeni wciąż w kryzysie finansowym przyjęli setki tysięcy ludzi, a my nie możemy przyjąć siedmiu tysięcy? Nie rozumieją tego, są oburzeni i rozżaleni. My w fundacji z resztą też.

Warsztaty kulinarne z kuchni syryjskiej

Co czeka osoby, które chcą starać się w Polsce o ochronę międzynarodową?

- Najpierw spojrzmy jeszcze na podejście do uchodźców. Bez względu na to, kto rządził - było niekorzystne. Teraz bardzo wzmacnia się ksenofobia i różne tendencje antyuchodźcze, choć wcześniej wcale nie było dobrze. Zakłada się, że każdy kto chce otrzymać status uchodźcy po prostu kłamie i trzeba mu to udowodnić. Procedury weryfikacyjne są bardzo rygorystyczne i brakuje w nich wrażliwości na osoby po traumie, jak gwałt czy torturowanie. Ciężko jest to udowodnić i o tym mówić. Procedura jest na to bardzo niewrażliwa. Można prosić o psychologa, ale w praktyce działania te są bardzo nieskuteczne. W Polsce uznawalność wniosków jest bardzo niska, czyli rzędu 2-3 proc. Kiedy inne kraje na zachodzie mają 20-30 proc.

Skąd tak niska uznawalność wniosków w Polsce?

- Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że często dochodzi do sytuacji, kiedy urzędnik chce dać status uchodźcy, a z góry od przełożonych jest sygnał negatywny. Można spojrzeć na statystyki. Uznawalność wniosków w Polsce utrzymuje się na podobnym poziomie niezależnie od tego, ile osób przyjeżdża i z jakiego kraju. Więc wyraźnie widać, że jest jakaś niewypowiedziana granica.

Ile wniosków trafia teraz?

- Najwięcej było w 2013 roku, bo ponad 15 tys., czy po wybuchu walk na Ukrainie. Teraz ta liczba utrzymuje się na poziomie około 12 tys. rocznie. Prawdopodobnie będzie spadać lub nie będzie oddawać liczby osób chcących ubiegać się o ochronę, dlatego że Straż Graniczna nie daje nawet szans składania wniosków łamiąc przy tym prawo polskie i międzynarodowe. Sytuacja ta jest gorsza odkąd mamy nową władzę.

To znaczy?

- Aktualnie Straż Graniczna nie dopuszcza do złożenia wniosku, choć nie jest ich rolą decydowanie o tym, komu należy się ochrona. Oni mają przyjąć wniosek i przekazać do Urzędu ds. Cudzoziemców. Jeżeli jest podejrzenie, że jakaś osoba jest niebezpieczna, można ją umieścić w ośrodku strzeżonym. Na tym rola straży się kończy. Resztą zajmuje się Urząd ds. Cudzoziemców. Takie jest prawo, ale Straż Graniczna bezprawnie uzurpuje sobie prawo do decydowania o tym, kto może złożyć wniosek, a kto nie.

Możesz przyłączyć się do akcji "GDAŃSK DLA OFIAR WOJNY"

Co się dzieje, kiedy straż graniczna odmawia prawa przyjęcia uchodźcy?

- Aktualnie taka sytuacja jest na wschodniej granicy, w tym na przejściu Brześć – Terespol. Koczuje tam ok. 300 osób, głównie rodziny i matki z dziećmi, które nie mogą wjechać do Polski, bo im się tego odmawia. Jest to bardzo niebezpieczne dla tych ludzi, bo przebywają cały czas na terenie Białorusi, która ma bardzo silny związek z Rosją. De facto, są w zasięgu służb rosyjskich, a właśnie przed tymi służbami uciekają. Kiedy kończą się im pieniądze, żeby tam żyć, muszą wrócić do miejsc, z których uciekli lub próbują inną drogą przedostać się do Unii Europejskiej. Jest coraz cieplej, więc takich osób będzie przybywać. W ubiegłym roku było ich ok. 3 tys. To sztucznie wywołana sytuacja. Gdyby normalnie przyjmowano te osoby i rozpatrywano wnioski, takiej sytuacji by nie było.

Ile czasu rodziny uchodźcze czekają na decyzję, jeśli uda im się przejść przez granicę w Terespolu?

Procedura przyjęcia uchodźcy trwa bardzo długo. A im szybciej przydzielimy status uchodźcy, tym większa szansa na integrację. Tymczasem proces ten w Polsce trwa średnio 14 miesięcy, ale zwykle dłużej. Mamy klientów, którzy nawet siedem lat są w procedurze, razem z dziećmi.- Wówczas nie otrzymuje wsparcia integracyjnego. Rodzina czeka wtedy na decyzję w ośrodku dla uchodźców lub otrzymuje świadczenia pieniężne na życie poza ośrodkiem. W przypadku 3-osobowej rodziny to 1350 zł. Trzeba wszystko za tę kwotę zapewnić. Tak długo jak ktoś jest w procedurze, ma bardzo ciężko.

Dlaczego tak ważny jest tutaj czas?

- Im szybciej damy decyzję o możliwości pozostania, tym rodzina będzie miała większą motywację, żeby uczyć się języka i żeby organizować życie w nowym miejscu, na nowo je budować. Tak długo jak jest w zawieszeniu, ciężko jest zbudować motywację do czegokolwiek, bo lada dzień może zostać deportowana. Nie ma się co dziwić, że ludzie siedzą na walizkach, w strachu, nie mają żadnej motywacji, żeby się przygotowywać do życia w Polsce. Przez te czynniki czas w procedurze jest stracony dla integracji, a systemowych działań preintegracyjnych (integracja w trakcie procedury) nie ma.

Dni otwarte w nowej siedzibie Fundacji Ocalenie

Na co mogą liczyć uchodźcy podczas programu integracyjnego?

- Jeżeli ktoś uzyska status uchodźcy lub ochronę uzupełniającą to otrzymuje wówczas program integracyjny, który trwa rok, w praktyce krócej. Jest to kontrakt socjalny, połączony ze świadczeniami pieniężnymi, które pozwalają przetrwać, tzn. wynająć mieszkanie, opłacić kurs języka polskiego, kupić jedzenie, leki. Dla rodziny trzyosobowej to kwota max. 2400 zł. To nie jest dużo, zwłaszcza, że uchodźcy często trafiają do dużych miast. Jeżeli ktoś ma pracę kwota ta jest adekwatnie zmniejszana.

Jak działa program w praktyce?

- Te programy są często przejadane, bo nie wspierają integracji. Rok na integrację to zdecydowanie za krótko. Sama ucieczka z kraju jest czymś ciężkim, a jeszcze jeżeli są do tego traumatyczne zdarzenia, uchodźca potrzebuje pomocy. Musi zrozumieć, jak funkcjonuje nasze społeczeństwo, znaleźć pracę, zając się dziećmi. Rok jest nierealistycznym założeniem. Często też pracownicy pomocy społecznej zajmujący się realizacją programów mają zbyt wiele rodzin pod opieką, by się nimi indywidualnie zająć, albo wręcz przeciwnie – zbyt rzadko mają do czynienia z uchodźcami, by umieli się nimi odpowiednio zająć.

Co po roku „integracji”?

- Nie otrzymują już dodatkowego wsparcia. Zwykle lądują w bardzo złych warunkach, pustostanach, nieogrzewanej przybudówce z grzybem w pięć osób na kilkunastu metrach. Często płacą za takie warunki tyle, za ile można normalnie wynająć 2-pokojowe mieszkanie w dobrym stanie. Ceny dla cudzoziemców są mocno zawyżane. Ludzie często nie chcą wynajmować im mieszkań w dobrym standardzie ze względu na uprzedzenia. Kiedy bywamy w tych mieszkaniach czasami ciężko oddychać. Oni w takich warunkach żyją. To wpływa na zdrowie, powoduje schorzenia, depresje. W takich warunkach mieszkają małe dzieci. Sytuację części rodzin poprawiła możliwość korzystania z programu 500+, jednakże pieniądze nie wystarczą, by doprowadzić do czyjejś samodzielności i niezależności, a to powinien być cel.

Czy dlatego uchodźcy wyjeżdżają z Polski?

- Na pewno nie z powodu słabego socjalu. Często chcieliby tu zostać, mimo że gdzie indziej mieliby większe świadczenia społeczne, ale nie zostaną w miejscu, gdzie grozi im bezdomność lub mieszkanie w takich warunkach. Programy integracyjne bardziej pomagają osobom samotnym, ale dla rodzin z dziećmi to jest nierealistyczne. Uważamy, że tego typu programy powinny być dostosowane do potrzeb i możliwości ludzi, a obecnie wszystko jedno jaką kto ma sytuację rodzinną, czy jest po traumie, czy zna język, obowiązuje ten sam roczny program.

Czy dużo jest osób z traumą, które docierają do Polski?

- Bardzo dużo. Trauma to zagrażające przeżycie, które poważnie przekracza możliwości radzenia sobie ze stresem. Odnotowujemy więcej osób, które potrzebują wsparcia, niż jesteśmy w stanie zapewnić pomocy terapeutycznej.

Nie ma takiej pomocy zapewnionej z urzędu?

- Jeżeli ludzie są w procedurze, mogą korzystać z psychologa. Ale w ośrodku uchodźczym jest zwykle około 200 osób, a psycholog przyjmuje raz na tydzień. W teorii więc wsparcie psychologiczne jest, ale w praktyce Polska zapewnia je dalece niewystarczająco, czy wręcz fasadowo.

Piknik rodzinny z okazji zakończenia ramadanu - świętego miesiąca postu

Jaki cel ma program Fundacji Ocalenie „Witaj w domu”?

- Skierowany jest do osób w najtrudniejszej sytuacji, zagrożonych bezdomnością. Zapewniamy pomoc mieszkaniową. Wychodzimy z założenia, że jeżeli ktoś nie ma gdzie mieszkać, to nie będzie się integrować, bo ma po prostu większe problemy. Wynajmujemy więc mieszkania, które są zbliżone do ich potrzeb, ale za cenę, na którą mogą sobie pozwolić. Jeżeli cena za wynajem to 2400 zł, a rodzina na początku programu jest w stanie zapłacić połowę, wówczas dostosowujemy cenę do ich możliwości. Dlatego potrzebujemy środków z darowizn i staramy się negocjować lepsze stawki. W zamian, właścicielom mieszkań zapewniamy długotrwały, nieprzerwany wynajem, ubezpieczenie mieszkań i gwarantujemy, że zostaną zwrócone w nienaruszonym stanie.

A co, jeśli ktoś wyprowadzi się wcześniej?

- Znajdujemy inną rodzinę. Mieszkanie jest bazą. Takie wsparcie jest zaplanowane na maksymalnie 3 lata, czyli czas, który daje stabilizację. W tym czasie człowiek może się zająć innymi ważnymi rzeczami, jak nauka języka polskiego, reperowanie zdrowia, znalezienie pracy. W tym też pomagamy. Celem jest jego usamodzielnienie, żeby w przyszłości radził sobie sam.

Dajecie Państwo wędkę…

- Zdecydowanie tak. Uchodźcy to są normalni ludzie w nienormalnej sytuacji, którzy dużo przeszli, ale przetrwali, więc mają dużo siły, zasobów, na których można oprzeć pracę związaną z integracją. Wiemy, że przez pierwszy rok będą dochodzić do siebie. Więc mamy przekonanie, że kończąc program po trzech latach nie będą potrzebować naszej stałej pomocy.

Ponad połowa uchodźców w Polsce to dzieci i osoby niepełnoletnie. Jeżeli pomagamy rodzinie to pomagamy tym dzieciom. I celem także państwowych działań powinno być to, żeby one nie uległy marginalizacji, żeby weszły normalnie na rynek pracy, płaciły podatki i nie potrzebowały pomocy ze strony państwa.

Jakie jest zagrożenie, jeżeli tego nie zmienimy?

- Niestety, system państwowy wpycha ludzi w marginalizację, co rodzi poważne problemy społeczne, z którymi ciężko będzie sobie poradzić za kilka lat. Nagle państwo się obudzi i spostrzeże, że jest taka zmarginalizowana grupa, a z każdym rokiem będzie coraz trudniej pomagać. Marginalizacja jakiejkolwiek grupy to pożywka dla problemów społecznych, a właśnie dbanie o integrację sprzyja dobrobytowi i bezpieczeństwu.

Możesz przyłączyć się do akcji "GDAŃSK DLA OFIAR WOJNY"



TV

Mevo się kręci!