Rupert Neudeck (1939-2016). Danziger, który ocalił tysiące uchodźców

Wojenna trauma, której doświadczył w dzieciństwie, naznaczyła go na zawsze. Pochodzący z Gdańska Rupert Neudeck był pierwszym człowiekiem, który masowo ratował uchodźców na morzu. Dobrze znany w Niemczech, zupełnie nieznany w Polsce. Niedawno zmarł. Jakie było jego życie?
05.06.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

 

Kadr z filmu Radykalne życie Ruperta Neudecka.

 

Rupert Neudeck urodził się w 1939 roku w Gdańsku. W styczniu 1945 rodzina Neudecków opuściła swoje mieszkanie we Wrzeszczu i z gdyńskiego portu uciekła do Niemiec na pokładzie parowca węglowego, dzięki spóźnieniu unikając tragicznego rejsu na pokładzie “Wilhelma Gustloffa”.

Po ucieczce z Gdańska zamieszkał z rodziną w Zachodnich Niemczech, w landzie Nadrenia- Północna Westfalia. Studiował filozofię i teologię, wstąpił do zakonu jezuitów, który opuścił po kilku latach. Pod koniec lat 70.tych pracował jako dziennikarz radiowy w stacji Deutschlandfunk. Zobaczył wówczas w wiadomościach telewizyjnych obrazy tysięcy Wietnamczyków uciekających na przeładowanych łodziach przez Morze Południowochińskie w poszukiwaniu lepszego życia. Setki tysięcy ludzi wyprawiało się w morze, wielu traciło życie.

Od razu postanowił, że musi im pomóc. Ze wsparciem niemieckiego pisarza noblisty Heinricha Bölla założył w 1979 roku komitet “Statek dla Wietnamu” i przeprowadził publiczną zbiórkę pieniędzy, która przyniosła 1,3 mln marek zachodnioniemieckich. Dzięki temu mógł wyczarterować statek pasażerski “Cap Anamur”. Na jego pokład w ciągu dziesięciu lat przyjęto ponad 11 tysięcy wietnamskich uchodźców. Wszyscy dopłynęli do Hamburga na pokładzie Cap Anamur.

 

Rupert Neudeck w koszulce swojego stowarzyszenia w 1987 roku.

 

Od spóźnienia do ratowania świata

Wiele lat później, zapytany o to, dlaczego akurat obrazy wietnamskich “boat people” tak go poruszyły, że postanowił założyć komitet “Statek dla Wietnamu”, odrzekł: - Odpowiedź na pytanie dlaczego usłyszałem akurat wołanie tonących w Morzu Południowochińskim stała się dla mnie jasna dopiero wiele lat później. Bez wątpienia miały na to wpływ dramatyczne przeżycia z mojego dzieciństwa. 30 stycznia 1945 roku rozpoczęła się moja ucieczka z rodzinnego Gdańska - razem z matką, babcią, ciocią i trójką rodzeństwa. Kiedy dotarliśmy do portu w Gdyni, zobaczyłem - i ten obraz mam do dziś wyraźnie przed oczami - wielki, biały statek pasażerski, który właśnie odbił od nabrzeża. Jeden z naszych krewnych zaczął krzyczeć na moją matkę, że przyjechaliśmy tak późno - zbyt późno by móc uciec przed zbliżającą się radziecką armią - wspominał Rupert Neudeck.

Ostatecznie udało im się wypłynąć z Gdyni na pokładzie małego parowca węglowego.

- Jeszcze tej samej nocy dotarła do nas informacja, że “Wilhelm Gustloff” - statek który zrobił na mnie tak wielkie wrażenie w porcie - został storpedowany przez sowiecką łódź podwodną. Czegoś takiego nie da się zapomnieć - opowiadał.

W 1982 roku z komitetu wykształciło się stowarzyszenie, które wzięło swoją nazwę od wspomnianego statku - Cap Anamur/Deutsche Not-Ärzte (Cap Anamur/Niemieccy Lekarze Ratownicy). Stowarzyszenie działa do dziś i zajmuje się pomocą cywilnym ofiarom konfliktów na całym świecie (dotychczas w 60 krajach). Organizacja założyła m.in. kilka szpitali w Wietnamie i jeden w północnym Iraku, a także szpitale polowe w Kolumbii i Etiopii. W 1993 roku w brandenburskim miasteczku Storkow powstała pierwsza “wioska pokoju Cap Anamur”, w której zamieszkali razem Niemcy i obcokrajowcy.

 

Kadr z filmu Radykalne życie... Rupert Neudeck podczas jubileuszu 35.lecia Cap Anamur w Hamburgu.

 

Europejczycy tracą honor

- Obecna sytuacja na Morzu Śródziemnym jest prawie identyczna z tą sprzed 35 lat na Morzu Południowochińskim, ale skala problemu jest dużo większa niż wówczas. Europa nie zaakceptowała jeszcze największej od 50 lat tragedii  - powiedział Rupert Neudeck w jednym ze swoich ostatnich wywiadów. - Tracimy honor jako Europejczycy, musimy ratować tych ludzi. Zwyczajni obywatele Europy potrafią zrobić coś, czego politycy czasem nie potrafią lub nie są w stanie dokonać.

Mówiąc o zwyczajnych obywatelach miał na myśli organizację charytatywną Migrant Offshore Aid Station (MOAS), która powstała w 2013 roku jako reakcja na tragedię u wybrzeży włoskiej wyspy Lampedusy - utonęło wówczas ponad 400 uchodźców z Afryki. MOAS zajmuje się dziś tym, czym Rupert Neudeck zajmował się 35 lat temu, podejmowaniem uchodźców i pomocą medyczną na morzu.  Nic więc dziwnego, że Neudeck postanowił wesprzeć ich działania i wystąpić do Europejczyków z apelem o wsparcie finansowe.   

Jak pisze niemiecki magazyn “Der Spiegel”: podczas wojny w Kosowie i nalotów NATO na Serbię stowarzyszenie Neudecka zorganizowało pomoc dla tamtejszych uchodźców. Wspomagało również uciekinierów w Macedonii i Albanii, wspierało odbudowę domów i szkół w Kosowie, zapewniło nowe pojazdy dla pogotowia i służb oczyszczania miasta. Cap Anamur pomagało także cywilom w Sudanie i ofiarom Talibów w Afganistanie.

 

Młodzi muzułmanie i chrześcijanie

W 2002 roku Rupert Neudeck i jego żona Christel, która przez całe życie wspomagała swego męża w działaniach, odeszli z Cap Anamur z zamiarem przejścia na emeryturę.

Niespełna rok później Neudeck i Aiman Mazyek (przewodniczący Centralnej Rady Muzułmanów w Niemczech) założyli Zielone Hełmy (Grünhelme) - wielokulturową organizację na wzór sił pokojowych ONZ - Błękitnych Hełmów. Jej zadaniem jest pomoc humanitarna w rejonach ogarniętych kryzysem, niesiona przez młodych Niemców  - muzułmanów i chrześcijan. “Będziemy odbudowywać domy i wsie, szkoły i ulice, szpitale i przychodnie, parki i świątynie. Chrześcijanie i muzułmanie (i inni ludzie dobrej woli) odbudowują razem to, co inni bezprawnie zniszczyli” - tak o idei swoich działań piszą Grünhelme.

Jedną z ostatnich podróży Rupert Neudeck odbył na wschodnią Ukrainę. Zmarł 31 maja 2016 roku po operacji serca. Miał 77 lat.

Do końca życia był w Niemczech autorytetem w tematyce uchodźców. W styczniu 2016 r. w rozmowie z “Der Spiegel” powiedział, że uchodźcy mają do spłacenia dług i muszą pomóc w integracji (cytat za Deutsche Welle): - Uważam, że od początku musi być jasne, że prezent niemieckiego społeczeństwa dla ponad miliona uchodźców polega na udzieleniu im pomocy w znalezieniu dachu nad głową, na opiece, na podaniu im ręki. Ale na ten dar uchodźcy muszą od pierwszego dnia odpowiedzieć np. zobowiązaniem się do pomocy w ośrodkach dla uchodźców lub gdziekolwiek przebywają. Muszą być aktywni i muszą mieć obowiązek bycia aktywnym. To może być pomoc w sprzątaniu pomieszczeń, toalet itd. Od początku muszą mieć szansę pracy, bo z tego się żyje. Jeżeli to nam się uda, to wygramy - twierdził.

Neudeck wiedział, co mówi. Sam zatrudniał uchodźców. Na pokładzie Cap Anamour pływali nie tylko Wietnamczycy uratowani wcześniej przez jego stowarzyszenie, ale także uciekinierzy z Niemiec Wschodnich i z komunistycznej Polski.

 

Neudeck i jego współpracownicy z Gruenhelme.

 

Pisząc artykuł korzystałam z tekstów ze stron internetowych: Spiegel online, Deutsche Welle, Vientamese Refugee Archive, Conture, Grünhelme, Cap Anamur/Deutsche Not-Ärzte, Merkur.de.




TV

Alia - nowa żyrafa w gdańskim zoo