• Start
  • Wiadomości
  • Opera Bałtycka. “Orfeusz w piekle” - zabawny i pikantny spektakl w sam raz na letni wieczór [RECENZJA]

Opera Bałtycka. “Orfeusz w piekle” - zabawny i pikantny spektakl w sam raz na letni wieczór [RECENZJA]

Czy historia zakochanej pary - mit o tragicznej miłości Orfeusza do Eurydyki - opowiedziany w sposób przewrotny przez XIX - wiecznych librecistów i kompozytora, a przetłumaczony ponownie i uzupełniony współczesnymi pomysłami realizatorskimi, może jeszcze bawić? Zespół Opery Bałtyckiej wzmocniony młodymi, zdolnymi śpiewakami udowodnił, że zdecydowanie tak.
13.04.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Sopranistka Maria Domżał w roli kapryśnej Eurydyki to wulkan erotycznej i muzycznej energii

“Orfeusz w piekle” Jacquesa Offenbacha to premiera, którą żegna się z Operą Bałtycką i jej publicznością dyrektor Warcisław Kunc. Obejmując ten urząd dwa lata temu, otworzył pierwszy sezon równie kolorową i bardzo dobrą “Cyganerią” Pucciniego. Jedynym spektaklem, który w ogóle wytrzymuje porównanie z czwartkowym przedstawieniem (nie wliczam do oceny spektakli baletowych - “Pinokia” i “Dziadka do orzechów”, bo te były udane).

“Cyganerię” Warcisław Kunc pozyskał jednak z teatru z Magdeburga. Reżyserka Karen Stone przywiozła ze sobą i scenografię i kostiumy, i wystawiła sztukę w sposób tradycyjny dokonując minimalnych korekt - zamiast XIX-wiecznego zimnego strychu oglądaliśmy niedogrzane poddasze w czasach po zakończeniu II wojny światowej. Stone zadbała za to o niezłe aktorstwo operowych śpiewaków i to może być wspólny mianownik z czwartkowym “Orfeuszem w piekle”.

Opinia Publiczna spełnia ważną rolę - i w spektaklu, i w życiu

Już prolog spektaklu zapowiada jakiej jakości możemy się spodziewać. Jest intrygująco. Na scenie pojawiają się utykające trzy identyczne starsze panie - uczesane w gładki koczek, w szarych płaszczach i ze sztywną “torebką-kościółką” w ręku, oznajmiając że są … Opinią Publiczną.

- Kim jestem? W Antyku byłam chórem, a dziś Opinią tą Publiczną, co za słusznością stoi murem, z którą się wszyscy ludzie liczą. Więc chcę być bliżej was kochani, bo dziś jest, mówią, demokracja i służyć wam plotką czy radami - śpiewają potrójne Opinie, a publiczność się śmieje, bo Opinie noszą ciemne okulary, a w rękach dzierżą białe laski, niezbędny atrybut niewidomego. Ślepa Opinia Publiczna?!

Ja wyczarować Olimp? Proste rozwiązania są najlepsze


To oczywiście pomysł Offenbacha, ale brzmi wciąż bardzo dobrze “ubrany” w aktualny kostium. Takich żartów w spektaklu jest więcej - dwuznacznych, lekkich i zabawnych. Libretto zostało przetłumaczone na nowo przez reżyserkę spektaklu Marię Sartovą, która dodała mu też współczesnych znaczeń. Tekst w XIX wieku uchodził za wyuzdany i przewrotny, dziś można go uznać za pikantny, a lekka ręka reżyserki sprawia, że nawet w najbardziej ryzykownych scenach nie przekracza granicy dobrego smaku.

Oryginalni autorzy libretta Ludovic Halévy i Hector Crémieux pod pozorem lekkiej komedii zbudowali zjadliwą satyrę na ówczesnych rządzących Francją, Napoleona III i jego dwór. Na gdańskiej scenie symboliczny bunt znudzonych bogów przeciwko Jowiszowi, krzyczących: “Precz z iluzją! Precz z mamieniem!”, a na końcu: “Precz nektarem i ambrozją!” ma pewne konotacje polityczne, ale siła rażenia tych haseł jest już tylko “operetkowa”. Nie jest to jednak wina reżyserki. O tempora, o mores! - można by zawołać. W teatrze już nie robi się rewolucji. Ale może bawić sytuacyjny kontekst, w miejscu wstrząsanym od kilku lat nieustannymi konfliktami pomiędzy kolejnymi dyrektorami a zespołem.

Żywiołowy Pluton Przemysława Baińskiego to jedna z mocnych stron tego spektaklu


Scenograf Yves Collet zdecydował się na oprawę minimalistyczną, opartą często na prostym i celnym pomyśle. Symbolicznie zdefiniowane łany zbóż i wyrysowane maki na ścianie domku z dykty, przenoszą nas w ckliwy wiejski zakątek, gdzie oczekuje Eurydykę jej kochanek-pszczelarz. Tron Jowisza, sprytnego władcy, polityka zręcznie lawirującego pomiędzy rafami dworskich intryg, to pomalowana na złoto wieża ratownicza stojąca na pustej jasnej scenie. Collet nazywany jest “grafikiem scenografii i malarzem światła” i rzeczywiście jego praca przypomina książkowe ilustracje. Światło głównie zagrało w finałowej scenie, w której - jak w całym spektaklu sekunduje jego pomysłom celnie autorka kostiumów - Anna Chadaj (zaprojektowała je również do “Sądu ostatecznego”) ubierając artystów w piękne i zabawne stroje, zaprojektowane wg tej samej zasady - przewrotnego żartu. Szczególnym zaskoczeniem będzie dla publiczności słynny kankan.

Inteligentna choreografia Jarosława Stańka, którego widzowie pokochali choćby za “12 ławek” - pierwszy polski musical hip-hopowy - sprawia chwilami, że przedstawieniu bliżej do musicalu, niż drętwej operetkowej formy. Gdyby jeszcze balet zechciał tańczyć równo...

Scenografia Yvesa Collet'a jest minimalistyczna - graficzna i elegancka

Muzyka Offenbacha to już czysta przyjemność. Nie ma wprawdzie wśród wykonawców operowych gwiazd, to raczej muzyczna młodzież pełna talentu i chęci, choć musi wciąż pracować nad dykcją i nie w każdej minucie zapewnia spektaklowi równy poziom. Maria Domżał w roli Eurydyki zachwyca urodą, wdziękiem, aktorskim zaangażowaniem i temperamentem, który jednak czasem ją ponosi kosztem artykulacji dźwięku. Partnerują jej w udany sposób Dawid Kwieciński jako Orfeusz, Przemysław Baiński w roli Plutona i Adam Woźniak w partii Jowisza. Swoją szansę wykorzystał i oczarował publiczność Łukasz Ratajczak w roli Johna Styksa, któremy w zbudowaniu wyrazistej postaci pomógł też zabawny kostium.

I po raz kolejny znakomicie odnalazł się chór Opery Bałtyckiej. Zbiorowe sceny, pełne energii i siły to jedne z ciekawszych momentów spektaklu.

Warcisław Kunc, na koniec swojej kadencji, spełnił więc złożoną dwa lata temu obietnicę - więcej operetki - i zaproponował lekkie, choć inteligentne dzieło w niezłym wykonaniu.

Gdański “Orfeusz w piekle” to naprawdę niezłe przedstawienie. Publiczność żywo reagowała na żarty padające ze sceny, oklaskiwała chętnie kolejne akty, a na koniec zgotowała artystom kilkuminutową owację, w większości, na stojąco. Podobało się, to pewne, bo czy ta scena pamięta jeszcze moment, w którym kurtyna podnosi się dwa razy? A tym razem, tak się właśnie wydarzyło.

To wszystko może być jednak za mało, by twierdzić że kłopoty repertuarowe, obsadowe, finansowe, z zarządzaniem, komunikacją, infrastrukturą itd… opery minęły, ale dość, by łza pojawiła się w oku na myśl, że tego teatru mogłoby nie być. Może jednak jest dla niego jakaś szansa?

WIĘCEJ:

“Orfeusz w piekle” - francuska operetka na scenie Opery Bałtyckiej. Premiera 12 kwietnia

Sukces Opery Bałtyckiej. Baletowy “Pinokio” budzi zachwyt

“Poławiacze pereł” i narodziny gwiazdy w Operze Bałtyckiej

TV

Alia - nowa żyrafa w gdańskim zoo