Sebastian Łupak: Dziwnie mi się z Panem rozmawia jako z Mikołajem...
Olaf Lubaszenko: Nie wiem, bo siebie nie widzę, ale wierzę Panu na słowo.
Gra Pan rubasznego, zabawnego Mikołaja?
- Ani rubasznego, ani zabawnego. Był już film “Zły Mikołaj”, więc powiedzmy, że ten mój to jest zgorzkniały Mikołaj, Mikołaj niepewny siebie, Mikołaj pogubiony. Gram człowieka, który spędził długi czas - kilkadziesiąt lat - z dala od ludzi, jako drwal w Finlandii. Nagle wraca do Polski, do bliskich. Ta jego podróż ma wymiar bardzo osobisty. Nie jest to wesoły powrót i mój bohater musi sobie z tym poradzić. Zbieg okoliczności sprawia, że musi też wcielić się w rolę Mikołaja na święta.
Nie brzmi to zbyt wesoło...
- Ogólnie to jest ciepły film, utrzymany w stylu komedii świątecznej, z nutką ironii i ciętego poczucia humoru. Jest wątek komiczny: mój Mikołaj musi sobie poradzić z mediami. Staje się bowiem postacią hot, który wszyscy chcą mieć w swoich show. To zderzenie jego introwertycznego charakteru - co zrozumiałe po 30 latach w lesie - i jego szczerości, i prawdomówności, ze światem cynicznych mediów jest raczej zabawne. Poza uśmiechem będzie w tym filmie także głębsza refleksja dla widza.
Pan już gra rutynowo, czy to wciąż wyzwanie?
- To jest zawód, w którym za każdym razem zaczynamy od zera, ale to zero za każdym razem znajduje się na innym poziomie. Każda nowa postać to start w nieznane, ale oczywiście z każdym kolejnym filmem wiedza i doświadczenie są dużo większe. Pierwsze dni na planie są zawsze najbardziej wyczerpujące i najtrudniejsze, to jest jak poród. Później jest niemowlęctwo i jest troszkę łatwiej.
Jak św. Mikołaj wspomina święta w PRL i jak je porównuje z tymi wolnorynkowymi?
- Ze skrajności niedostatku i siermięgi PRL popadliśmy w drugą skrajność, czyli zachłyśnięcie się komercyjną stroną świąt. Ale coraz mniej osób nie zwraca już uwagi na grane zbyt wcześnie kolędy i sztuczny zapach sosny rozpylany w centrach handlowych. Zaczynamy znów rozumieć, że chodzi nie o bardzo drogie prezenty w wyszukanych opakowaniach pod jak największą choinką, ale czas spędzony z bliskimi. Idea przyjęcia do domu głodnego, bezdomnego wędrowca powinna dawać nam do myślenia cały rok. Będzie dobrze, jeśli w wyniku tej refleksji po prostu będziemy dla siebie lepsi.
Biorąc pod uwagę klimat w kraju, nie chciałby Pan przypadkiem wyjechać do Finlandii i zostać tam drwalem?
- Marzę, żeby wyjechać nad fińskie jeziora łowić tam ryby. Oczywiście potem je wypuszczę! Ale ja jestem z krwi i kości stąd i tylko w Polsce czuję się u siebie. Dodam, że jestem oczarowany Gdańskiem. A ponieważ widzę tu mnóstwo wędkarzy, którzy mają blisko na łowisko, bo tu można łowić właściwie wszędzie, to zastanawiam się, czy nie związać się na stałe z Gdańskiem. Kalendarz jest nieubłagany: jestem w wieku średnim, więc może czas pomyśleć o jakichś rozrywkach na stare lata.
Skoro już mówimy o rybach: co święty Mikołaj sądzi o losie żywych karpi sprzedawanych przed świętami przez centra handlowe?
- Pewnie los żywych karpi wystawianych w basenikach w sklepach jest koszmarem. Chyba nie każdy musi mieć żywego karpia w domu przed świętami? Jest w tym oczywiście coś z tradycji, ale skoro w święta staramy się myśleć o innych, to pomyślmy też przez chwilę o cierpieniu zwierząt. Ja nie kupuję żywych ryb. Kiedy łowię - wypuszczam. A kiedy idą święta - kupuję filety z karpia, które potem w domu smażymy.
Myśli Pan, że dobry film może być dobrą odskocznią dla ludzi zmartwionych sytuacją w Polsce?
- Każdy twórca ma wybór jak chce żyć i jak chce się wypowiadać. Nie każdy jednak jest Andrzejem Wajdą i nie każdy musi próbować nim być. Wajda miał temperament historyka, trochę polityka, na pewno patrioty i obywatela. Takie filmy, jak jego, są nam niezbędne i bardzo ważne. Ale też potrzebna jest druga część - rozrywka, zabawa, śmiech. Film musi być przede wszystkim uczciwy i szczery. Ważne, czy powstał ze szlachetnych pobudek. Jeśli tak, to nieważne w jakim jest gatunku.
“Dobra zmiana” przejmie zaraz Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF). Co Pan na to?
- Szczerze, to ja się środowiskowymi sprawami od dawna nie zajmowałem. Ja po prostu pracuję i robię swoje. To jest mój wybór. Szanuję wybory kolegów i koleżanek, i nawet trochę je podziwiam. Ale dla mnie teraz jest czas ciężkiej pracy i to moje role są moimi wypowiedziami.
Film “Miłość jest wszystkim” w reżyserii Michała Kwiecińskiego (Akson Studio) będzie kręcony w Gdańsku do 6 grudnia. Do kin wejdzie w listopadzie 2018 roku.