• Start
  • Wiadomości
  • Lech Wałęsa do szefów IPN: - Prawdy nie da się zniszczyć! Nie współpracowałem!

Lech Wałęsa do szefów IPN: - Prawdy nie da się zniszczyć! Nie współpracowałem!

Dziś IPN ma ujawnić ekspertyzę grafologów badających papiery TW Bolka z teczki generała Czesława Kiszczaka. Prezydent Lech Wałęsa jest w drodze do Kolumbii, na spotkanie laureatów pokojowej Nagrody Nobla. Wczoraj, przed odlotem, powiedział nam: - Nigdy nie współpracowałem! To same kłamstwa! Prawda zwycięży!
31.01.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Lech Wałęsa podczas konferencji prasowej w ECS w lutym 2016, gdy IPN po raz pierwszy ujawnił tzw. teczkę Kiszczaka

Dziś, we wtorek, 31 stycznia, w ciągu dnia, Instytut Pamięci Narodowej ujawni wyniki ekspertyzy grafologicznej papierów TW Bolka z teczki generała Czesława Kiszczaka. Ekspertyzę wykonali grafolodzy z Instytutu Sehna w Krakowie. Jak podała kilka dni temu Polska Agencja Prasowa (z rzekomego przecieku z IPN), ekspertyza ma stwierdzić, że pismo w dokumentach SB to pismo Wałęsy i że miał on współpracować z SB na początku lat 70.

Tymczasem Lech Wałęsa leci dziś do Bogoty, stolicy Kolumbii, na spotkanie laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Będą tam, poza Wałęsą, także m.in. Michaił Gorbaczow - były lider ZSRR, a także laureaci z Egiptu (Mohamed El-Baradei), Indii (Kailash Satyarthi) czy prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos - nagrodzony za kilkadziesiąt lat wysiłków, by zatrzymać wojnę domową w swoim kraju.

Wałęsa uważa, że IPN nieprzypadkowo wybrał datę konferencji: były prezydent nie będzie miał szansy odnieść się od razu do wyników pracy grafologów. Będzie w tym czasie w powietrzu, a gdy wyląduje, będzie duża różnica czasu między Polską a Kolumbią. Najwcześniej wypowie się więc prawdopodobnie w środę rano czasu polskiego, zapewne na swoim Facebooku.

Dlatego Wałęsa spotkał się z dziennikarzami przed wylotem, w poniedziałek, 30 stycznia, w swoim biurze w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku.

Poniżej dokładny zapis wywiadu z byłym prezydentem RP, legendą Solidarności. 


Plakat Solidarni z Lechem podczas demonstracji KOD-u z poparciem dla Wałęsy. Gdańsk, luty 2016, plac Solidarności

Gdzie Pan będzie, gdy IPN ogłosi wyniki ekspertyzy?

Lech Wałęsa: Będę w samolocie do Kolumbii. Lecę na zjazd pokojowych noblistów. Zaplanowałem tę podróż dawno temu. Wszyscy o tym wiedzieli, w tym IPN. Oni wyznaczyli datę tej konferencji prasowej nieprzypadkowo: dla nich to jest cały czas gra, korzystna dla nich.

Ciężko będzie zaprzeczyć wynikom ustaleń grafologów. To w końcu naukowcy...

- Ja nie znam werdyktu, ale nie wierzę, żeby naukowcy mogli potwierdzić fakty, które są od początku do końca kłamliwe. Od początku do końca te papiery, te teczki, są “zrobione”, IPN nie wie nawet, jak zrobione. Ja wiem jak. Ja nie wierzę, żeby grafolog popełnił taki błąd! Te papiery są widoczne na ślepca, że są podrabiane. Ja wykazałem wcześniej nazwiska i adresy tych, którzy podrabiali i oni się przyznali. IPN przecież też w swoich pismach pisze, że tak, że rzeczywiście były papiery na Wałęsę podrabiane. A jeżeli mieli rzekome autentyki, to po co podrabiali? Po co?! Ja nie przypuszczałem, że ja będę musiał kiedykolwiek w życiu się tłumaczyć.

Nie znamy jeszcze, w poniedziałek, 30 stycznia, wyników ekspertzy. Ale jeśli będzie dla Pana Prezydenta obciążająca?

- To ja mogę zapytać: ile zapłacono za tę ekspertyzę, kto i ile na tym zarobił? Ja mam swój punkt widzenia, ale niektórzy wierzą Kiszczakowi. Kiszczak dwa razy na mnie donosił: raz Annie Walentynowicz podrzucił papiery na mnie i drugi raz teraz - tymi teczkami i tym listem. A przecież Kiszczak miał w swoim zasięgu bandytów komunistycznych, miał agentów. Co to jest za szef agentów, Kiszczak, który donosi na swojego najlepszego agenta, na mnie, do pani Walentynowicz?! No, nie do wiary! Co to za szef agentów, który zostawia papiery na swojego agenta? Nikt poważny w te papiery nie wierzy. Tylko niepoważni ludzie mogą w coś podobnego wierzyć! Mało tego, przecież ja Kiszczaka nie dopuściłem, żeby został premierem. A jaki agent nie pozwala szefowi zostać premierem? Jaki agent zrzuca generała Jaruzelskiego i zajmuje jego miejsce? Bądźcie poważni!

Dlaczego nie dał Pan próbek swojego pisma IPN-owi do analizy, jak Pana o to pracownicy IPN prosili?

- Bo chciano mi robić dyktando! A po drugie: jakie ja mam dziś pismo, a jakie miałem 50 lat temu?! To są żarty! Chciano mnie poniżyć, a ja sobie na to nie pozwolę.

Niektórzy historycy, nawet Panu życzliwi, twierdzą, że z teczek Kiszczaka wynika, że w latach 1970-72 mógł Pan rzeczywiście donosić, a później się Pan z tego uwikłania wyplątał. Jan Skórzyński z Collegium Civitas pisze, że był Pan zastraszany, niedoświadczony, młody i dlatego podjął zobowiązanie wobec SB.

- Gdyby ci historycy się zastanowili głębiej, to by zrozumieli, jak te dokumenty powstały.

Minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski [w latach 1990-91 - red.] przedstawił już, jak powstawała moja teczka, a w IPN są protokoły, podpisy, że wszystkie dokumenty zostały zniszczone w Świeciu [w Zakładach Celulozowych w 1989 - red.].

Sprawdźcie też to: na pierwszej karcie, gdzie jest wpis tych, co kontrolowali tę moją teczkę, jest najpierw 1972 rok, a potem 1970. Czy to możliwe, żeby coś takiego zrobić? Przestawić daty? Są też ludzie, którzy rzeczywiście kontrolowali te teczki, a ich tam nie ma [nie ma tam ich wpisów - red.]. Oni się dziś zgłaszają i mówią “panie, ja tam byłem wpisany, a mnie tam nie ma”. Więc teczka Kiszczaka - jeśli to jest w ogóle teczka Kiszczaka - jest “robiona”.

Są ludzie, którzy mówią: Wałęsa dał się złamać, a potem się wyplątał, więc tym większy podziw dla niego, że potrafił zerwać współpracę. To dowodzi, że był odważny, nauczył się na swoich błędach. Mówią: "niech się Wałęsa przyzna, bo i tak jest naszym bohaterem!"

Ale ja nie mogę się przyznać do kłamstwa, i w życiu się nie przyznam do kłamstwa, bo ja nie mam nic - powtarzam - nic wspólnego z tą sprawą! Dlatego nie ma mowy! Nie wymagajcie! To nie ja! Nie ma mowy, żebym się przyznał do rzeczy kłamliwej. Ja się nigdy nie przyznam! Nigdy! Nikomu! I nigdy nie uznam kłamstwa.

Kolejna interpretacja: Wałęsa prowadził z SB przebiegłą grę w latach 70., chciał wyprowadzić w pole esbeków. To prawda?

- Ja stałem na czele walki już 1970 roku. Ja musiałem z nimi rozmawiać. Ja musiałem mieć kontakty, bo byłem szefem strajku, więc jak mogłem nie rozmawiać? Można pytać, czy zręcznie, czy niezręcznie, czy dobrze planowałem, czy niedobrze Ale oni dążą do tego, że ja na kogoś donosiłem. Dajcie mi jednego człowieka, który w otoczeniu moim został skrzywdzony. Proszę bardzo! Tych, o których oni mówią, że ja ich niby skrzywdziłem, to ja tych ludzi nie znam, nigdy ich nie spotkałem, więc to jeszcze jeden dowód na to, jak powstały te materiały 

Czy coś Pan podpisał w latach 70.?

- Standardowo. To, co wszyscy podpisali. Nic innego.

Czy jest możliwe, że użył Pan w podpisie słowa Bolek?

- Wy nie oglądacie tych materiałów! Bolek to była nazwa urządzenia, które mnie podsłuchiwało. To był “Bolek”. Najważniejsze urządzenie zawsze nazywało się “Bolek”. Materiały, które stamtąd, z tych podsłuchów spływały, też nazywały się “Bolek”. Tak je podpisywano. Teczkę, do której wkładano te materiały, też nazywano “Bolek”. Potem 14 tomów, które zgromadzono przeciwko mnie, też nazwano “Bolek”. I to trzeba rozróżnić!

Sądzi Pan Prezydent, że obecna władza PiS chce Pana zniszczyć?

- Tak. Ja jednak mieszam się dalej w różne sprawy, jeżdżę przez kraj, demaskuję ich potknięcia i to powoduje, że nie są ze mnie zadowoleni. Ale ja mam taki charakter, że niezależnie od tego, kto mi będzie podskakiwał, ja będę robił swoją robotę! Gdybym nie wyrzucił wtedy Kaczyńskich z kancelarii prezydenckiej, byłoby w porządku. Ale kiedy zorientowałem się, że Kaczyńscy zbierają haki na różnych ludzi, to ich wyrzuciłem. Nie mówiłem o tym, bo po co? Ale dziś trzeba powiedzieć: oni nie pracowali, tylko zbierali haki po to, żeby się urządzić tak, jak się dziś urządzili. Za długo ich trzymałem, bo w pewnym okresie byli dobrzy. Ale trzeba było wcześniej ich wyrzucić z kancelarii i byłoby OK. Grali hakami i grają dalej.

Co Pan ma do powiedzenia Sławomirowi Cenckiewiczowi, członkowi kolegium IPN, który od lat twierdzi, że był Pan agentem SB?

- Jak tylko się zmieni władza, to poddam Cenckiewicza badaniu psychiatrycznemu! To jest niepoważny facet, który wymyśla absurdy. Ale jest dobry w tym wymyślaniu, bo paru ludzi przekonał! Chciałbym się z nim spotkać, żeby powiedzieć mu w twarz, co myślę o nim i jego robocie. Ale on ucieka! Ja go dorwę jeszcze gdzieś, ale bez jego manipulacji i wtedy pogadamy.

Można go oddać do sądu...

- Ale trzeba poczekać, aż będzie prawo w Polsce działało i wtedy to rozwiązać.

Coraz więcej ludzi zdaje się wierzyć, że Pan Prezydent był uwikłany we współpracę z SB...

- Cześć ludzi przekonali. Oni nie mogą uwierzyć, że ja byłem tak zdolny, że mi się tak udało, że to elektryk zrobił. Nie mogą w to uwierzyć, że nie dałem się bezpiece, że przechytrzyłem bezpiekę, że poprowadziłem ten bój. Nie mieści się to paru ludziom w głowach.

Czy Pana wrogom uda się Pana zniszczyć?

- W życiu im się nie uda! Prawdy się nie da zniszczyć! Prawda prędzej czy później i tak wyjdzie do góry. Spokojnie! 

TV

Bajpas kartuski działa