Kilka lat temu hokeistki Stoczniowca popłynęły na miniturniej do Szwecji. Nie miały specjalnie szans, bo szwedzki hokej - męski i żeński - jest lata świetlne przed polskim.
Nasze zawodniczki przegrały dwa mecze i to dosyć dotkliwie, w okolicach 20:0. Gdy wracały promem do Gdańska, kapitan statku dowiedział się, że na pokładzie są hokeistki.
- Witamy na pokładzie gdańskie zawodniczki, które zajęły wysokie trzecie miejsce w Szwecji - ogłosił kapitan przez głośniki.
I tak należy patrzeć na gdański hokej kobiecy: optymistycznie. Jak na dyscyplinę rozwijającą się i coraz popularniejszą.
Może w Szwecji niespecjalnie się udało, ale w Polsce gdańskie hokeistki są od czterech sezonów wśród najlepszych. Mają złoto (2015) i trzy srebra mistrzostw Polski (2016, 2017 i 2018).
Ten sezon znów zakończyły wicemistrzostwem: gdańszczanki przegrały dwumecz z Polonią Bytom. Ale srebro to i tak ogromny sukces, biorąc pod uwagę np. fakt, że drużyna z Bytomia jest liczniejsza, więc ich zawodniczki mogły częściej się zmieniać na lodzie i dłużej odpoczywać.
W GKS Stoczniowiec w finale zagrało 15 zawodniczek, w tym dwie bramkarki.
To oczywiście drużyna amatorska: hokeistki na co dzień uczą się w szkołach średnich, studiują czy pracują. Muszą łączyć zajęcia codzienne z popołudniowymi treningami i wyjazdami na mecze ligowe.
Są też wśród gdańczanek cztery, które jadą w kwietniu z reprezentacją Polski na mistrzostwa świata dywizji 1B do Asiago we Włoszech.
- Polska jest aktualnie 22. na świecie - mówi trener gdańszczanek Henryk Zabrocki. - To wynik zbliżony do miejsca polskich hokeistów.
Zabrocki jest jedyną osobą, która dostaje stałą pensję. Poza tym reprezentantki Polski otrzymują stypendia od Stoczniowca. Reszta gra hobbystycznie, z miłości do hokeja.
Są tu dziewczyny z Gdańska, ale też z Krakowa czy Torunia. Przyjechały do Gdańska studiować i grać. GKS Stoczniowiec to pierwsza zarejestrowana oficjalnie kobieca drużyna hokejowa w Polsce. Teraz w żeńskiego hokeja gra się także w Bytomiu, Nowym Sączu, Krakowie czy Tychach.
Najdłużej grającą w Gdańsku hokeistką jest Aneta Błaszak. Na tafli od 15 lat. Jest z Torunia. - Tata zabierał mnie na mecze hokeja - wspomina. - Gdy trafiłam na studia do Gdańska, zaczęłam równocześnie grać w Stoczniowcu.
28-letnia Błaszak jest na co dzień fizjoterapeutką drużyny męskiej MH Automatyka Gdańsk.
Pytam o plusy i minusy tej gry?
- Same plusy - mówi Błaszak. - To szybki, świetny sport. Jedyne minusy to kontuzje. Można na przykład połamać palce przy blokowaniu strzałów.
Czy kobiecy hokej bywa bardzo fizyczny?
Błaszak: - Nie możemy grać ciałem, ale to że nie możemy nie znaczy, że nie gramy. Gramy! Więc kary, wykluczenia i kontuzje się zdarzają. Tak naprawdę gramy na dwie piątki, więc jest to bardzo trudne kondycyjnie dla zawodniczek. To wicemistrzostwo nie przyszło nam łatwo. Studia, praca i treningi to dla dziewczyn duże wyzwanie. Ale trzeba kochać to, co się robi.
Trener Henryk Zabrocki był szkoleniowcem pierwszej drużyny męskiej Stoczniowca w latach 1996-99 oraz 2006-09. Jak porównuje prowadzenie mężczyzn i kobiet?
Zabrocki: - Hokej jest ten sam. Taktycznie wszystko wygląda tak samo. Jest też blokowanie i przepychanie się. Hokej męski jest bardziej agresywny i szybszy, ale poza tym nie ma wielkich różnic. Mam nadzieję, że sukcesy naszej drużyny przyciągną sponsorów i dziewczyny będą dalej spełniać swoje marzenia.