• Start
  • Wiadomości
  • Historia miasta i jego mieszkańców na biletach tramwajowych. Kolekcja GAiT od 1880 do 1960 roku

Historia miasta i jego mieszkańców na biletach tramwajowych. Kolekcja GAiT od 1880 do 1960 roku

Stare bilety - na tramwaje, autobusy, tramwaj konny czy promy - opowiadają historię miasta i jego mieszkańców. To historia ludzkich losów, ich podroży do pracy i do domu, pośród zmieniających się z czasem nazw przystanków i tras. Kto jechał do pracy w 1944 wzdłuż Adolf Hilter Strasse i co w gdańskim tramwaju robił Giuseppe z Italii? Kolekcja starych biletów z lat 1880-1960, będąca w posiadaniu Gdańskich Autobusów i Tramwajów, to frapująca opowieść o Gdańsku.
16.11.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Bilet miesięczny na gdański tramwaj na lipiec i sierpień 1944 należący do Christel. Jeździła między Hansa Platz a lotniskiem

Christel była ładną, krótko ściętą brunetką. W 1944 mieszkała w Gdańsku przy Adolf Hitlerstrasse 219. Nie wiemy, czy była dumna, że mieszkała przy ulicy nazwanej na cześć wodza III Rzeszy. Czy myślała, że zawsze będzie tu mieszkała, a führer od czasu do czasu wpadnie z miłą wizytą do Danzig i wtedy będzie mogła pomachać mu miniaturową flagą ze swastyką? Dziś w Gdańsku nie ma po niej śladu - jedynie ten bilet.

Wiemy, że przez dwa miesiące 1944 roku - w lipcu i sierpniu - Christel miała bilet miesięczny, który pozwalał jej jeździć tramwajem na dystansie pięciu przystanków: od Hansa Platz do Flughafen (na lotnisko). Być może tam właśnie była zatrudniona?

Jej bilet miesięczny kosztował 8 marek Rzeszy (Reichsmark). Aż prosi się o pytanie: czy 8 marek to było dla niej dużo? I co się z nią stało po sierpniu 1944 roku?

Takich pytań można mieć więcej, gdy ogląda się stare bilety, karnety i ozdobione zdjęciami imienne bilety miesięczne dla kobiet i mężczyzn (Damen- i Herrenkarte), które od zeszłego roku znajdują się w kolekcji Gdańskich Autobusów i Tramwajów (GAiT).

Najstarszy bilet z kolekcji, na gdański tramwaj konny (Pferde - Eisenbahn), pochodzi mniej więcej z 1880 roku. Kosztował wtedy około 10 fenigów (pfenig).

Ile mógłby kosztować dziś taki unikat? Prezes GAiT Maciej Lisicki mówi, że takie akurat bilety - na gdański tramwaj konny z lat 1873-1889, są na świecie tylko trzy: jeden w kolekcji GAiT, drugi w prywatnych zbiorach Lisickiego i trzeci u kolekcjonera we Francji.

- Myślę, że gdyby dziś pojawił się na aukcji czwarty, to zapłaciłbym za niego około tysiąca euro - mówi Lisicki. - Ale oczywiście nie powiedziałbym o tym żonie (śmiech).

Lisicki, na co dzień prezes GAiT, w czasie wolnym sam jest kolekcjonerem hobbystą. Ma około 30 biletów komunikacji miejskiej sprzed wojny z Gdańska i 30 z Gdyni. Poluje na nie na eBayu czy Allegro. Wystawiają je najczęściej Niemcy, Polacy i Austriacy. Ceny od 30, przez 150 po 1000 euro. Niektóre można kupić w Polsce za 100 - 250 zł.

Ale Lisicki ma też pod opieką o wiele większą kolekcję biletów z Gdańska. To około 200 biletów z czasów przedwojennych do końca II wojny światowej oraz 200 z czasów powojennych, z PRL, od 1945 do lat 60.

Bilety miesięczne na tramwaj i trolleybus z 1949 i 1952 roku. Bilet działał na terenie całego Trójmiasta. Komuniści potrafili. A my?

Tę kolekcję GAiT odkupił w zeszłym roku od pewnego gdańszczanina, który zbierał bilety nie tylko z Gdańska, ale też z Krakowa, Wrocławia, Łodzi czy Krakowa. Gdańską część swojej kolekcji kolekcjoner musiał jednak sprzedać.

- Jego córka zachorowała na ciężką chorobę, a on potrzebował pieniędzy na jej leczenie - mówi Lisicki. - Pomogliśmy mu więc. Zapłaciliśmy 50 tysięcy złotych za całą kolekcję. W ten sposób uratowaliśmy jego zbiór biletów przed rozproszeniem, wykupieniem przez kolekcjonerów ze świata.

Bilety w klaserach są przechowywane w kasie pancernej w GAiT. Czy jest szansa, że zostaną pokazane gdańszczankom i gdańszczanom? Jak tłumaczy Lisicki są dwa sposoby: po pierwsze GAiT zamierza wydać album, wzorem łódzkiego MPK, gdzie cała kolekcja zostanie zaprezentowana i dokładnie opisana. Po drugie: gdy nadarzy się okazja, czyli na przykład jakaś okrągła rocznica firmowa, GAiT i Muzeum Historyczne Miasta Gdańska przygotują wystawę. Trzeba będzie tylko uważać, żeby nie wystawić ich zbyt długo na światło; to kwestia blaknięcia kolorów.

A te są bajeczne: przedwojenne bilety miesięczne z Gdańska nie musiały być szare, bywały zielone czy różowe. W kolekcji są bilety jednoprzejazdowe, ale też przesiadkowe. Jak tłumaczy Lisicki, w latach 20. Niemcy wprowadzili podatek pięciu fenigów od każdego biletu na jeden przejazd. Wtedy też, żeby uniknąć płacenia podatku za każdy bilet osobno, pojawiła się idea biletu sieciowego na kilka przystanków.

Płaciło się w zależności od liczby przystanków, ale też inaczej za dziecko, bagaż, czy psa. Zniżki dotyczyły nie tylko dzieci i młodzieży. W czasie II wojny światowej zniżki mieli oczywiście żołnierze niemieccy (bilet: Militär).

Różowy bilet tramwajowy z drugiej połowy lat 20. na trasie Oliwa - Jelitkowo

Giuseppe jeździ po Gdańsku

Oglądam bilet miesięczny Włocha: Giuseppe, który jeździł tramwajem po Gdańsku w 1944 roku. Lisicki mówi, że zapewne był włoskim jeńcem wojennym, skierowanym do robót przymusowych po tym, jak Mussolini upadł i hitlerowcy przestali traktować Włochów jak sojuszników, a zaczęli jak tanią siłę roboczą. Czy jeńcy mieli zniżkę? Nie sądzę. Czy Giuseppe wrócił z Gdańska do Italii? Nie wiemy.

Na niektórych biletach, z roku 1929, jest mapka całej trasy tramwajowej w Gdańsku, od Gletkau (Jelitkowo) aż po Emaus (Siedlce), Ohra (Orunia) i Heubude Strand (Stogi Plaża). Lisicki ma nawet w ramce oryginalny projekt tej mapy z lat 20., który potem w pomniejszonej skali, skopiowano na bilety.

W drugim klaserze są bilety z PRL, kiedy Gdańsk i Gdynia miały wspólny zakład komunikacji miejskiej (wtedy idea wspólnego biletu dla aglomeracji działała!). Tuż po wojnie niemieckie bilety, pozostałości po III Rzeszy, były stemlowane polskim stemplem z polską ceną, i wprowadzane do obiegu. Później to się zmieniło. W maju 1952 roku bilet miesięczny wyrobił sobie np. Sergiusz Bogdanowicz, Polak o rosyjskim imieniu. Bilet papierowy, ale w metalowej ramce. Solidny.

Kolekcja jest ogromna i być może dalej będzie uzupełniana.

- Oczywiście, jako GAiT nie będziemy kupować po jednym bilecie za 100 złotych - mówi Lisicki. - Ale jeśli ktoś ma kilkadziesiąt biletów za 10-20 tysięcy złotych, to możemy negocjować.

Prezes GAiT Maciej Lisicki w swoim gabinecie z zegarem wymontowanym z autobusu typu ogórek, czyli z popularnego w PRL Jelcza 043

Pamiątki po Lechii Lwów

Sam Lisicki, w wolnym czasie, po pracy, jest kolekcjonerem nie tylko starych biletów. Zbiera także pocztówki z Mińska (dziś Białoruś), skąd pochodził jego ojciec. Mówi, że ma ich 600, ale nigdy nie dogoni białoruskiego kolekcjonera pocztówek z Mińska, Włodzimierza, który ma ich tysiące i na ich podstawie pisze o Mińsku (także polskim) książki.

- Kolekcjonerzy ze świata znają się jak łyse konie, bo muszą - mówi Lisicki - Pewien kolekcjoner pocztówek z Moskwy wie, że akurat ja mam jedną, brakującą mu pocztówkę i nie daje mi spokoju. Ale co zrobić, jak ja sam mam tylko jedną?

W latach 30. w Gdańsku pojawiły się bilety pokazujące sieć tramwajową w mieście

Lisicki kolekcjonuje też polonica z Wolnego Miasta Gdańska (koperty, dokumenty kolejowe, odznaki); polonica z Mińska i ZSRR sprzed II wojny światowej (książki, gazety, itp) oraz pamiątki po zespole piłkarskim Lechii Lwów.

Czy Lechia Gdańsk jest dziedziczką Lechii Lwów?

Lisicki: - Mają te same barwy, wśród założycieli są Lwowiacy i przynajmniej jeden piłkarz w 1946 roku, bramkarz Aleksander Krasicki, pochodził ze Lwowa - mówi Lisicki. - Lechia Gdańsk jest więc młodszą siostrą Lechii Lwów.

Pytam, ile miesięcznie Lisicki wydaje na te kolekcje pocztówek z Mińska, gdańskich biletów i poloników z ZSRR?

- Za dużo - mówi Lisicki i szybko ucina temat.

TV

Uniwersytet WSB Merito ma nowy kampus