• Start
  • Wiadomości
  • Gdański bunt Wybickiego. 220 lat Mazurka Dąbrowskiego - zaśpiewajmy go razem w niedzielę

Gdański bunt Wybickiego. 220 lat Mazurka Dąbrowskiego - zaśpiewajmy go razem w niedzielę

Gdy stajemy do odśpiewania naszego hymnu narodowego - na uroczystościach i meczach reprezentacji - warto, abyśmy pamiętali, że jego autor Józef Wybicki pochodził z okolic Kościerzyny, pobierał nauki w Gdańsku i tutaj po raz pierwszy zademonstrował swoje umiłowanie wolności. W tym roku mija 220-lecie Mazurka Dąbrowskiego. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zaprasza do wspólnego śpiewania hymnu narodowego - w niedzielę, o godz. 13, przed Dworem Artusa.
15.07.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Popiersie Józefa Wybickiego, znajdujące się na ścianie frontowej kościoła św. Ignacego na Starych Szkotach (Orunia)

Właśnie w tych lipcowych dniach mija 220 lat, od kiedy Mazurka Dąbrowskiego wykonali po raz pierwszy polscy legioniści we włoskim mieście Reggio Emilia. W lutym cicho przeszedł inny jubileusz - 90 lat od ustanowienia Mazurka Dąbrowskiego, przez Sejm II Rzeczpospolitej, hymnem narodowym. W Polsce słabo się o tym pamięta, ale Gdańsk ma szczególne powody, by przypominać o Józefie Wybickim i dokonaniach jego życia.

Zaproszenie na niedzielne śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego: Czy znasz więcej niż jedną zwrotkę?

Jako szlachecki syn z zagarniętego przez Prusaków polskiego Pomorza (wówczas obowiązująca nazwa: Prusy Królewskie) szybciej i głębiej niż inni zrozumiał, jak wielkim zagrożeniem dla polskości są działania zaborców. Wybicki zdobył rozgłos już jako 20-letni poseł na sejm Rzeczpospolitej, gdy otwarcie wystąpił przeciwko aktom przemocy i zmianom ustrojowym, jakie doszły do skutku pod dyktando Iwana Repnina, wszechwładnego wysłannika carycy Katarzyny II.

Potem Józef Wybicki był wszędzie, gdzie walczono o wolność Polaków: w konfederacji barskiej, w powstaniu kościuszkowskim, na emigracji w rewolucyjnym Paryżu, we Włoszech przy generale Dąbrowskim i jego Legionach. Boleśnie zawiódł się na generale Bonaparte, ale gdy ten w 1806 roku - już jako cesarz - ruszył przeciwko Prusom, niemal 60-letni już Wybicki pognał pod jego komendę, wspólnie z gen. Dąbrowskim. Unicestwienie Wielkiej Armii podczas wyprawy na Rosję w 1812 roku było ich wspólną klęską.

Polskie serce z pomorskiego domu

Gdzie są korzenie Józefa Wybickiego? Bez wątpienia w Będominie k. Kościerzyny, gdzie dziś działa Muzeum Hymnu Narodowego - filia Muzeum Narodowego w Gdańsku.

Gdzie po raz pierwszy młody Wybicki pokazał swoje wręcz legendarne umiłowanie wolności? W kolegium jezuickim na Starych Szkotach (dziś część Oruni). Rodzina zawiozła go tam na nauki. W szkole panowały metody wychowawcze, które dziś znamy pod nazwą “czarnej pedagogiki”: uczniom zadawano kary cielesne za każde, drobne nawet, przewinienie. Część chłopców zorganizowała bunt, a młody Wybicki, stanął na jego czele. Jezuici nie pozostawili wyboru: ukorzenie się i pokuta - albo relegowanie ze szkoły. Wybicki wybrał powrót do domu.

Swego czasu nieżyjący już prof. Wacław Odyniec z Uniwersytetu Gdańskiego przyjrzał się środowisku rodzinnemu Wybickich i doszedł do wniosku, że usunięcie Józia ze szkoły nie było dla nich wielkim problemem. Chłopak zdążył dobrze nauczyć się łaciny i greki, więc mógł wstąpić na drogę kariery w szlacheckiej palestrze - tym bardziej, że uważany był za “zdolnego i pilnego, miał piękną prezencję, dobry “organ”, czyli głos”. Wśród stryjów i wujów Wybickiego sporo było takich karier: jeśli nie szli do stanu duchownego, to zostawali prawnikami, sędziami. Tak więc młody Józio pod okiem wikarego w Skarszewach wkuwał prawo rzymskie, uczył się prawa krajowego i asystował na rozprawach.

Pamiątkowa tablica - również na kościele św. Ignacego, na prawo od popiersia

W chwili śmierci króla Augusta III, Wybicki był 17-latkiem. Po raz pierwszy pojechał z delegacją pomorskich posłów do Warszawy, na elekcję nowego króla. Był ubrany jak na polskiego szlachcica przystało - w nowy żupan i kontusz, prezent od matki.

Następne trzy lata otworzyły Józefowi Wybickiemu drzwi do kariery politycznej. Jako członek pomorskiej palestry zyskał popularność wśród szlachty i został posłem. Jesienią 1767 roku jako 20-latek uczestniczył w Warszawie w inauguracji obrad sejmu. Podczas mszy świętej kazanie do posłów wygłosił ksiądz z kurii warmińskiej, który nawoływał do “wspólnego bronienia kwitnącej wiary świętej i wolności”. Wkrótce rosyjskie przekupstwa i represje, za którymi stał Repnin, nie pozostawiły wątpliwości, kto tak naprawdę rządzi w Warszawie. Rok po roku Polacy mieli coraz mniej do powiedzenia. W 1772 roku nastąpił pierwszy rozbiór - pruskie wojsko zajęło pomorską ziemię. Dwór rodzinny w Będominie nie leżał już od tego czasu w granicach Rzeczpospolitej.

Wybicki i Dąbrowski - przyjaźń jakich mało

Wybicki był świadkiem stopniowego upadku Rzeczpospolitej pod naporem zaborców - bronił polskiej wolności, ale nic już nie można było zrobić. Podczas insurekcji kościuszkowskiej zdarzył się epizod, który zadecydował o dalszych losach autora hymnu narodowego i o tym, że Mazurek Dąbrowskiego w ogóle został napisany.

W 1794 roku powstańcza Warszawa żyła nienawiścią do Rosji i Prus oraz marzeniem o rewolucji takiej, jak we Francji: lud żądał krwi i szukał zdrajców. Podejrzanych prowadzono przed trybunał - w taki to sposób w kolejce do szubienicy znalazł m.in. gen. Jan Henryk Dąbrowski, oskarżony o knowania kontrrewolucyjne. Nieszczęsny generał po 18 latach służby w wojsku saskim lepiej mówił po niemiecku niż po polsku - i być może już to wystarczyło, by wzburzony lud Warszawy uznał go za pruskiego szpiega.

I pewnie gen. Dąbrowski by zawisł na jednym z placów stolicy, gdyby nie to, że członkiem powstańczego trybunału był wychowany na gdańskim Pomorzu Józef Wybicki, który nie tylko nie miał językowych uprzedzeń, ale też szybko zrozumiał, że oto dzieje się niesprawiedliwość.

Wybicki przez całą noc ślęczał nad dokumentami. Rano miał odwagę stanąć przed nieufnym, podburzonym tłumem - oświadczył, że Dąbrowski jest niewinny.

Odtąd byli przyjaciółmi. Razem poprowadzili powstańcze wojsko do Wielkopolski. Dąbrowski bił Prusaków, Wybicki jako komisarz cywilny w kolejnych miejscowościach usuwał niemieckie władze i ustanawiał polskie.

Kościół św. Ignacego na Starych Szkotach (Orunia) - tutaj młody Józef Wybicki uczestniczył w uroczystościach kościelnych, gdy był uczniem kolegium jezuickiego

Z upadkiem powstania obaj przegrali wszystko. Musieli uciekać z kraju.

Kolejne dwa lata to emigracja w Paryżu i starania by Francja, która akurat toczyła wojnę z trzecim z zaborców - Austrią - poparła polskie dążenia niepodległościowe. Szło jak po grudzie, ale w końcu coś drgnęło. Wśród austriackich jeńców było wielu Polaków, którzy gotowi byli przejść na stronę Francuzów. Generał Dąbrowski otrzymał misję sformowania polskich legionów i pojechał do Włoch, gdzie wojska rewolucyjne skutecznie biły Austriaków. Na czele francuskiej armii we Włoszech stał generał Napoleon Bonaparte.

W lipcu 1797 r. z pobliskiego Mediolanu przybyli do Reggio Emilia polscy legioniści. Mieli za zadanie uratować stojących po stronie Francuzów mieszczan, którzy znaleźli się w śmiertelnym zagrożeniu w obliczu buntu tysięcy okolicznych chłopów. Odsieczą dowodził gen. Dąbrowski.

Wkrótce z Paryża przyjechał do Reggio Emilia przyjaciel polskiego dowódcy Józef Wybicki. "Pieśń Legionów Polskich" znaną dziś jako "Mazurek Dąbrowskiego" napisał zapewne na kwaterze, w pałacu biskupim. Kilkadziesiąt kroków od sali, w której pół roku wcześniej za sprawą głosowania deputowanych tzw. Republiki Cisalpińskiej narodziła się republikańska, trójkolorowa, flaga nowoczesnych Włoch.

Dobrze podlane drzewko wolności

W piątek 16 lipca 1797 r. świętowano w Reggio Emilia stłumienie kontrrewolucji. Było "Te Deum" w katedrze, z polskim dowództwem w pierwszych ławkach. Następnie na głównym placu przed świątynią palono dyplomy szlacheckie. Wieczorem był bal w teatrze.

Cztery dni później miasto przystroiło się w chorągwie i zieleń, by pożegnać gen. Dąbrowskiego. I to najprawdopodobniej w tych lipcowych dniach po raz pierwszy wykonano "Pieśń Legionów Polskich", znaną dziś jako Mazurek Dąbrowskiego.

Polskiemu dowódcy przypadł "republikański zaszczyt" posadzenia drzewa wolności na Piazza Piccola, dziś znanym jako Piazza S. Prospero. Był to zwyczaj francuski wprowadzony w czasie rewolucji. Drzewko - zwykle młody dąb - wykopywano gdzieś w lesie, następnie sadzono w eksponowanym punkcie miasta i podlewano, często winem. "Spodziewamy się, że przeżyje, bośmy je dobrze podlali. I sami żeśmy się podlali" - opisywał podobną uroczystość pewien Francuz.

Budynek plebanii kościoła św. Ignacego, wybudowany w miejscu kolegium jezuickiego, po tym jak zostało doszczętnie zniszczone w pożarze w II połowie XVIII w.

Drzewko wolności gen. Dąbrowskiego było przystrojone we wstęgi o barwach włoskich, polskich i francuskich. Dziś nie ma po nim śladu, zapewne zostało ścięte, gdy po upadku Napoleona wrócili Austriacy.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy Wybicki napisał "Pieśń Legionów Polskich". Jedyną poszlaką może być wyjątkowość dni w Reggio Emilia i ślad po kropli wina, którego swego czasu dopatrzył się jeden z badaczy na rękopisie. Możliwe, że pierwsze wykonanie utworu miało miejsce właśnie podczas sadzenia przez gen. Dąbrowskiego drzewka wolności. Grano go od razu na podaną przez Wybickiego ludową melodię podlaskiego mazurka. Wokół stały tysiące mieszkańców miasta.

Była defilada oddziałów polskich, włoskich i francuskich. Elegancką Caffé dei Luterani przy Piazza Piccola zajęli oficerowie i znamienici obywatele. Śpiewano włoskie pieśni. Legioniści tańczyli z obywatelkami Reggio Emilia popularną carmagnolę.

Rano 20 lipca gen. Dąbrowski z Wybickim wyjechali do Mediolanu.

Rękopis zaginął - pieśń uszła cało

Wybicki głęboko wierzył, że Napoleon oswobodzi Polskę. Pod koniec sierpnia 1797 r. pisał w jednym z listów: "Bonaparte en avant, a my Panie Józefie galopem, staruszki za nimi i potem ich wyprzedzimy".

Załamał się, gdy Francja zaczęła traktować legionistów jak zbędny balast. Koniec tego marzenia był fatalny i nie miał nic wspólnego z ideałami wolności - Polacy zostali zdziesiątkowani, tłumiąc powstanie czarnych niewolników na San Domingo.

Wybicki nieco wcześniej wycofał się z życia publicznego. Dostał pruski paszport i połączył się z rodziną we Wrocławiu. W maju 1802 r. pisał do żony: "Jestem niewinny, jestem za cnotę cierpiący, jestem nawet od tutejszych szanowany. Ubóstwo ani mnie wstydzi, ani mnie martwi". Pisał też do córki: "Zobaczysz głowę siwą z okularami, zrozpaczoną, że żyć bez was musi".

Tablica pod popiersiem na kościele św. Ignacego głosi, że Józef Wybicki był generałem. Jeśli już - to tytuł należy traktować jako honorowy, bowiem autor Mazurka Dąbrowskiego nie miał wykształcenia wojskowego, był prawnikiem i działaczem politycznym

Gdy dobiegał sześćdziesiątki, niespodziewanie spełniła się jego wizja zawarta w "Mazurku Dąbrowskiego". Cesarz Bonaparte ruszył na polskie ziemie. W grudniu 1806 r. Wybicki i Dąbrowski wydali odezwę, aby Polacy chwycili za broń przeciwko Prusakom. Wybicki organizował administrację i zaopatrzenie dla armii napoleońskiej. Był senatorem.

Po upadku Napoleona szukał nadziei w deklaracjach zaborców. W 1815 po zawieszeniu orłów pruskich w Poznaniu, na oficjalnej uczcie wzniósł toast na cześć Fryderyka Wilhelma III. Wkrótce poszedł na służbę do Królestwa Kongresowego, sławiąc cara, który pokonał Bonapartego: "Aleksandra wiodła w tryumfie mądrość na tron polsko-słowiański, otaczała go miłość ludzkości, niosły za nim berło sprawiedliwość i litość".


QUIZ. Co wiesz o hymnie narodowym i jego twórcy?

Dwa lata przed śmiercią wycofał się do swojego majątku Manieczki pod Śremem. Pochowany został w kościele parafialnym w Brodnicy w 1822 r.

Jego pieśń zawładnęła wyobraźnią Polaków podczas powstania listopadowego. W 1927 r. uznano ją za oficjalny hymn państwowy.

Do dziś nie wiadomo, co stało się z rękopisem Mazurka Dąbrowskiego. Najprawdopodobniej był zdeponowany przez jednego ze spadkobierców Wybickiego w Berlinie, w Banku Rzeszy. Ślad urywa się w roku 1945. Jan Nowak-Jeziorański przez lata prowadził poszukiwania. Bezskutecznie. Wierzył jednak, że rękopis nadal istnieje. Być może z Berlina zabrali go Sowieci i leży wciąż w jakimś rosyjskim archiwum.

TV

Trzeci mikrolas w Gdańsku. Wspólne sadzenie w Pieckach - Migowie