Felieton Łupaka. Tak, Lech Wałęsa był agentem. Watykanu

Narodowo-katolickiej prawicy warto przypomnieć, że jeżeli Lech Wałęsa kogoś w ogóle słuchał, to był to Jan Paweł II.
21.02.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Lech Wałęsa: kogo słuchał, kto go prowadził?

Kiedy spotyka się Wałęsę osobiście, to w oczy rzucają się dwie rzeczy: jego wąsy oraz przypinka z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej w klapie marynarki. To dwa znaki rozpoznawcze jego osoby, niezmienne od dekad. Paradoksalnie, tym, co łączy Wałęsę z jego przeciwnikami w prawicy, jest właśnie chodzenie co niedziela do kościoła, kult maryjny, otwarte deklarowanie przywiązania do katolicyzmu. Co prawda Wałęsa chodzi do kościoła w Gdańsku-Oliwie, a jego przeciwnicy upodobali sobie głównie Toruń, ale, jak rozumiem, tu i tu wizerunek Matki Boskiej jest taki sam.

Wałęsa powiedział kiedyś, że boi się jedynie Pana Boga i żony. I rzeczywiście, przez lata dał się poznać jako dumny, stanowczy, czasem dyktatorski wódz Solidarności, który zdziwionej Orianie Fallaci, wybitnej włoskiej dziennikarce, wskazał drzwi, mówiąc, że nie ma czasu z nią rozmawiać, bo musi jechać gasić strajk w Jeleniej Górze.

Ale to niecała prawda. Bo jeśli Wałęsa kogoś się na tym świecie bał, to nie byli to esbecy, nie byli to zomowcy, nie był to też generał Kiszczak ani ich moskiewscy mocodawcy. Wałęsa czuł ogromny respekt i wielki szacunek wobec osoby Ojca Świętego. Nie raz mówił, że do 1979 roku, do czasu pierwszej pielgrzymki papieża do Polski, było wokół niego tylko kilka, może kilkanaście najodważniejszych osób. Dopiero wybór Wojtyły na papieża, jego przyjazd do Polski w 1979 roku i wypowiedziane do nieprzebranych tłumów słowa: „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi” były wstępem do Sierpnia ’80. Słowo papieża stało się ciałem – za sprawą Solidarności pod wodzą Lecha Wałęsy. Nagle okazało się, że odważnych jest 10 milionów, i komunizm zachwiał się w swoich posadach.

Wałęsa spotykał się z Janem Pawłem II wielokrotnie. W 1981 roku w Watykanie, w 1983 roku w Polsce, w schronisku w Tatrach, oraz w 1987 roku w Gdańsku. (Pamiętajmy też, że długopisem z wizerunkiem Papieża - zabawnym, kolorowym - Wałęsa podpisał Porozumienia Sierpniowe). Czerpał siłę duchową, wiarę w zwycięstwo, z tych właśnie spotkań, a może też konfesyjnych spowiedzi. Papież był dla Wałęsy przewodnikiem duchowym, drogowskazem. To nie esbecja, nie Jaruzelski, Kiszczak czy pomniejsi agenci, których nazwisk nie warto dziś nawet pamiętać, sterowali przywódcą Solidarności. Nie na ich pasku chodził. Jeśli gdziekolwiek szukał inspiracji do swojej samoograniczającej się, bezkrwawej rewolucji, to w Watykanie, w spotkaniach z Ojcem Świętym, i w biblijnych słowach „zło dobrem zwyciężaj”. Podobno mieli z Janem Pawłem II nadawać na tych samych falach, rozumieć się bez słów, być może byli nawet przyjaciółmi.

Warto, żeby narodowa-katolicka prawica, wygrzebująca z szaf zmarłych komunistów stare dokumenty, od czasu do czasu zrobiła sobie przerwę w swoim zapale. Przyda się chwila refleksji, wyciszenia, rachunku sumienia i żalu za grzechy. Tak jak uczył papież Polak. Gdzieś w zaciszu kościoła, choćby pod obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Modlicie się, Panowie, do tej samej matki Jezusa, przed którą klęczy Lech Wałęsa. Nie mnie oceniać intencje tych modlitw. Ale jak to powiedział kiedyś Ktoś Mądry: „po owocach ich czynów poznacie ich”.

TV

Bajpas kartuski działa