Felieton. Radni PiS-u, oglądajcie filmy Wajdy!

Gdańscy radni Prawa i Sprawiedliwości zbojkotowali sobotnią uroczystość nadania Andrzejowi Wajdzie tytułu honorowego obywatela Gdańska. Ze stratą dla siebie, bo Wajdzie i jego wybitnym filmom, nijak to splendoru nie odbiera. Jego sztuka jest bowiem ponadczasowa, a nie kadencyjna.
14.03.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Nikt nie każe nikomu zachwycać się filmami Wajdy. Ale jednak pewna gradacja w kulturze istnieje i Wajda jest ceniony na całym świecie. Na zdjęciu: gdańszczanie w kolejce po autograf.

Gdańscy radni PiS nie pojawili się w sobotę w Dworze Artusa, na uroczystej Sesji Rady Miasta, podczas której przyznano Andrzejowi Wajdzie tytuł honorowego obywatela miasta. Ich wybór, ich decyzja, ich prawo do protestu (choć radni mają obowiązek w takich sesjach brać udział, bo taka sesja to dla miasta wydarzenie z rangi najważniejszych, więc tak naprawdę złamali regulamin). Pewnie radni PiS mieli w tym czasie ciekawsze rzeczy do roboty. Nie każdy musi chcieć słuchać, co ma do powiedzenia sam Wajda, bądź Robert Więckiewicz na temat Wajdy, a już, nie daj Boże, co ma do powiedzenia Paweł Adamowicz na temat reżysera i znaczenia jego filmów dla rozsławienia Gdańska na świecie. Nuda, prawda? Z drugiej strony, na pewno byli gdańszczanie, którzy takiej wyjątkowej szansy, jak radni PiS nie mieli, a chętnie by z niej skorzystali, gdyby tylko mieli zaproszenie do Dworu Artusa. Szkoda pustych krzeseł!  

Każdy, na szczęście, ma prawo oceniać twórczość i życie Wajdy, jak chce. Nie ma przymusu zachwytu. Jak komuś nie “leży”, niech nie ogląda, niech krytykuje do woli. Wolność słowa. Spaprany dialog w “Ziemi obiecanej”? Źle prowadzona Krystyna Janda w “Człowieku z marmuru”? Scena z płonącym alkoholem w "Popiele i diamencie" mało wymowna?! Historia kina czeka na nowe, odważne interpretacje.  

Z drugiej strony jest jednak w kulturze pewna gradacja: to jest dzieło, a to kicz; to jest wybitne, a to jest stratą pieniędzy wydanych na bilet. Są festiwale, są nagrody, są akademie filmowe, jury, filmoznawcy. Oscar od Akademii Filmowej dla Wajdy za całokształt (rok 2000), nagroda Srebrnej Palmy w Cannes dla filmu “Kanał” (1957), nagroda w Wenecji dla “Popiołu i diamentu” (1959), nominacje do Oscara w kategorii film obcojęzyczny dla filmów “Ziemia Obiecana” (1976), "Panny z Wilka" (1980), "Człowiek z żelaza" (1982) i "Katyń" (2008), kolejne nagrody w Cannes - od federacji krytyków filmowych FIPRESCI, za “Człowieka z marmuru” (1978) oraz Złota Palma dla najlepszego filmu "Człowiek z żelaza" (1981). Można wyliczać dalej. Ciężko z tymi nagrodami dyskutować, ciężko je podważać.  

Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że Wajda przeszedł do historii kina polskiego i światowego. Że w świecie filmu, kultury, jest prawdziwym Mistrzem. Historia pokaże, czy za 20, 50, 100 lat studenci filmu na świecie, będę się o nim uczyć, czy kolejne pokolenia będą oglądać na zajęciach jego - Bogu dzięki odnowione cyfrowo - filmy. Kultura, w tym film, żyje bowiem trochę poza polityką: to znaczy władze się zmieniają, raz jest lewica, raz prawica, raz liberałowie, a wybitne dzieło sztuki, jak na złość, pozostaje wybitnym dziełem sztuki. Nowe władze nie zmienią taśmy filmowej, i tego co na niej jest: Zbigniew Cybulski jako Maciek Chełmicki w “Popiele i diamencie” będzie zachwycał tak samo - jako zagubiony młody człowiek - za rządów PO, PiS czy przyszłych rządów Partii Razem. Takie jest, okrutne dla polityków, prawo taśmy filmowej: Cybulski został uchwycony na niej w 1958 roku, i w roku 2016 wciąż jest tak samo magiczny, tak samo intrygujący. Ponadczasowy.

Niezależnie od tego, kto akurat rządzi, wypada znać pewne tytuły, obejrzeć pewne filmy, przeczytać pewne książki. To jest nasze wspólne dziedzictwo. To jest nasza wspólna kultura, kształtująca nas, ponad polityką, jako obywateli naszego kraju, jako wspólnotę. Nie wypada nie znać “Idy” Pawła Pawlikowskiego, bo to jest polski (nie żydowski!) Oscar z zeszłego roku, który pokonał nawet doskonałego “Lewiatana” Andrieja Zwiagincewa (tak, nawet ci paskudni Rosjanie robią wybitne kino!). Jeśli wiceminister kultury w rządzie PiS Jarosław Sellin mówi na spotkaniu ze studentami na UG, że nie widział “Idy”, bo nie miał czasu obejrzeć, to moim zdaniem nieco go to kompromituje. Wiceminister, przypomnę, kultury, nie rolnictwa!  

Spotkanie z kulturą może boleć, naraża na poznawczy dyskomfort. Najlepsza kultura jest wielopoziomowa, wielowątkowa, otwarta na interpretacje. Może pomieszać człowiekowi w głowie. Partia mówi jedno, partia mówi “nie idź, nie oglądaj!”, partia zakazuje uczestnictwa, a tu się może okazać, że jakiś inny człowiek ma nam jednak do powiedzenia coś, co wymyka się łatwej ocenie i chce w nas zaszczepić empatię, emocje i zasiać ziarno wątpliwości.

Kultura powinna nas łączyć, ale oczywiście nas podzieli. PiS przeniesie zapewne walkę i na ten poziom. Wymienił ekspertów w ministerstwie kultury i Polskim Instytucie Sztuki Filmowej (PISF), którzy dofinansują jednych, a zabiorą dotacje innym. TVP pewne rzeczy pokaże, a inne wyrzuci z ramówki, albo pokaże z odpowiednim, wprowadzającym komentarzem, żebyśmy zawczasu wiedzieli, co myśleć.  

Z niecierpliwością czekam na efekty nowej polityki kulturalnej i historycznej PiS. Czekam, aż polscy twórcy, ci podobający się PiS, ci, którzy dostaną dotacje i zielone światło, przywiozą statuetki z Los Angeles, Cannes i Wenecji. Naprawdę będę się cieszył z każdego sukcesu polskiej kultury na świecie. Może zacznijmy od filmu “Smoleńsk”, o słynnym zamachu samolotowym. Polski kandydat do Oscara?!
 

TV

Uniwersytet WSB Merito ma nowy kampus