• Start
  • Wiadomości
  • Depeche Mode w Ergo Arenie: “Gdańsk, you really are the best!”

Depeche Mode w Ergo Arenie: “Gdańsk, you really are the best!”

Może przemawia przeze mnie sentyment chłopaka wychowanego w latach 80., ale uważam, że niedzielny koncert Depeche Mode w Gdańsku był wybitny i ocierał się o geniusz. Trio z Anglii jest kwintesencją inteligentnego pop rocka. 13 tysięcy zachwyconych ludzi musiało być podobnego zdania.
12.02.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Dave Gahan - lider Depeche Mode w Gdańsku

To autentyk: mój ksiądz z podstawówki (wtedy jeszcze religia była w salkach przykościelnych) dopytywał się i martwił, że słucham Depeche Mode. Nie wiedziałem, o co mu chodzi.

Teraz już wiem dlaczego: dla niektórych Depeche Mode to po prostu religia. A Dave Gahan to ich “personal Jesus”.

Ci ludzie przybyli do Ergo Areny w niedzielę tysiącami: wyróżniały czarne stroje, koszulki DM, odpowiednie fryzury.

I nie ma im się co dziwić. Jaka religia jest w stanie dać wiernym ten rodzaj ekstazy, ten rodzaj emocji, takie przeżycia? No i takie dobre melodie?

55-letni Dave Gahan, wokalista DM, wyglądał - co zresztą jest prawdą - jak człowiek wskrzeszony ze zmarłych. Taki elegancki zombie, który powrócił do życia w dobrym stylu. Miał przecież w życiu wiele okazji, by przejść na drugą stronę: przedawkowanie narkotyków, uzależnienie od heroiny, próba samobójcza, atak serca na scenie, złośliwy guz.

To wszystko widać na jego twarzy, gdy jej zbliżenia pokazują ogromne telebimy. Ile ten człowiek musiał przeżyć, ile doświadczyć. Jego emocje na scenie nie mogą być udawane.  

Gahan jednak dostał drugie i trzecie życie, więc ekstatycznie cieszy się każdą chwilą. Jest połączeniem frontmana rockowego, gwiazdy międzywojennego kabaretu i burleski. Jego gesty, grymasy i ruchy hipnotyzują publiczność. Porusza się po scenie swoimi kocimi ruchami. Nie jest to co prawda dopracowana technika moonwalku Michaela Jacksona. Ale do diabła z moonwalkiem! Gahan porusza pupą nawet lepiej niż Jackson. I równie zawiadiacko łapie się tu i ówdzie.

Gahan imituje Michaela Jacksona

Obok blondyn Martin Gore - niby podstarzała drag queen, z makijażem i pomalowanymi paznokciami, ale pełen gracji i piękna.

I wreszcie Andy Fletcher - klawiszowiec - nieprzenikniony i tajemniczy niby ten drugi, anonimowy muzyk duetu Pet Shop Boys, który zawsze stał z kamienną twarzą tuż za Neilem Tennantem.

(W tej trasie pomaga im jeszcze dwóch muzyków).

Martin Gore - piękno w makijażu

Były w ich karierze momenty, gdy nie mogli na siebie patrzeć, gdy spotykali się tylko na scenie, a po koncertach jechali każdy osobną taksówką do osobnych pokoi hotelowych, byle ze sobą nie być. Teraz znów jest między nimi chemia, znów się uwielbiają i bawią swoim towarzystwem. Widać, że są po prostu zgraną paczką.

Ich siłą jest kreatywność, różnorodność i odkrywanie siebie na nowo. Zaczynali jako zespół electro pop, ocierali się nawet o muzykę techno, ale utwory “Useless”, z mocną gitarą oraz dudniący basem “Barrel of a Gun” przypominają, że są świetnym zespołem gitarowym. W latach 90. mieli wszak okres fascynacji grungem, a nawet bluesem.

Publiczność lubi te utwory, ale jednak najbardziej ożywia się na tanecznych “Enjoy The Silence”, “Never Let Me Down Again” i oczywiście zamykającym koncert “Personal Jesus”.

Reach out and touch faith” - śpiewa 13 tysięcy ludzi w Ergo Arenie. Sięgnij i dotknij wiary! Zresztą publiczność dośpiewuje także teksty do “Everything Counts” czy “Walking in My Shoes”. Gahan jest zachwycony.

- Gdańsk, you really are the best! - mówi w podzięce.

Na koncercie pojawił się nawet fan Depeche Mode z Ekwadoru

Wokalista paraduje po scenie niczym po wybiegu, bo mimo upływających lat to wciąż najprzystojniejsza gwiazda muzyki na świecie. Tymczasem Gore, dla kontrastu, śpiewa swoje słodkie ballady o nieszczęśliwej miłości, prawie a capella, tylko z dyskretnym towarzyszeniem fortepianu.

Za chwilę jednak przełamują ten balladowy spokój hałaśliwym i szybko pompującym adrenalinę do krwi utworem “A Question of Time”, brzmiącym jak jakiś cyber-hymn nowej generacji. Stare utwory, z lat 80. i 90. są podrasowane jakby zyskały nowe życie, nowy oddech: to, co było szybkie zdaje się mknąć jeszcze szybciej i brzmieć jeszcze nowocześniej.

A przy tym ma to wszystko głębię i sens. Nie na darmo zespół Depeche Mode rozpoczął gdański koncert - jako rodzaj wstępu - od odtworzonego z taśmy utworu “Revolution” Beatlesów z 1968 roku. To był moment, w którym Beatlesi przestali śpiewać “She loves you yeah yeah yeah” i zaczęli pisać utwory zaangażowane społecznie i politycznie.

Podobnie Depeche Mode, rozczarowani współczesnym światem, diagnozują na nowej płycie, że mimo coraz nowocześniejszej technologii, zachłyśnięcia się mediami społecznościowymi, smartfonami i dronami zabijającymi wroga na odległość, tak naprawdę cofamy się do mentalności jaskiniowców.

Co można zrobić? Jak pomóc oszalałemu światu? Tuż przed koncertem na telebimie pojawia się zachęta od zespołu, by wspomóc program Charity Water (dobroczynna woda). Muzycy zachęcają, by wspierać akcje humanitarne, których celem jest budowanie studni i kranów z czystą pitną wodą w Afryce i Azji. Podobne rzeczy w Polsce robi wszak Janina Ochojska i jej Polska Akcja Humanitarna.

Człowiek o wielu życiach i wielu ruchach scenicznych - Dave Gahan

Ale oczywiście nikt nie jest w Ergo Arenie, by akurat tego wieczoru martwić się losami trzeciego świata. Wszyscy są tu na megaimprezie, na którą zaprosił ich Depeche Mode.

Wodewilowy aktor - Dave Gahan - znów kręci pupą, podskakuje i proponuje “Let me show you the world in my eyes”. Pokażę Wam świat w moich oczach.

Ludzie tylko na to czekają. A wirujący na scenie Gahan ma nad nimi pełnię władzy.

Po latach myślę, że mój ksiądz z podstawówki nie miał racji. To cudownie utalentowani muzycznie grzesznicy z Depeche Mode ją mają.

Cała setlista gdańskiego koncertu tutaj.

TV

Uniwersytet WSB Merito ma nowy kampus