Brexit: Brytyjczycy z Gdańska zagłosują przeciw UE?

Dziś jest być może najważniejszy dzień w nowoczesnej historii Wielkiej Brytanii i reszty Europy: Brytyjczycy głosują w referendum, czy wyjść z Unii Europejskiej, czy też pozostać w niej. Co na ten temat sądzą, i jak zagłosują Brytyjczycy, którzy na co dzień pracują i mieszkają w Trójmieście? Czy idea Brexitu, czyli wyjścia "po brytyjsku" im się podoba?
23.06.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Andrew Campbell uważa, że ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii z UE będzie miało fatalne skutki dla Brytyjczyków, ale też dla jego biznesu w Polsce.

Różnie są pogłoski o tym, dla czego Rhys James wyjechał akurat teraz do rodzinnej Walii. Jego znajomi w Gdańsku, gdzie Walijczyk mieszka od 12 lat, mówią mi, że Rhys pojechał po prostu na wesele jednego z kuzynów czy kuzynek. Ale on sam, gdy do niego dzwonię do Walii, zapewnia mnie, że pojechał do Cardiff z jednego powodu: głosować za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Chce poprzeć Brexit!

Rhys nie ma żadnych wątpliwości, że Zjednoczonemu Królestwu, czyli UK będzie lepiej bez UE. Już dziś, w czwartek 23 czerwca, Rhys pójdzie do swojej komisji wyborczej i wrzuci kartkę, na której zaznaczy LEAVE - czyli zagłosuje za wyjściem z Unii. A jeśli takich jak on będzie większość, to wtedy nastąpi właśnie "Brexit" - czyli brytyjskie wyjście (British exit). Rhys nie może się już doczekać!

A potem? Potem Rhys wróci do UE, do Gdańska, gdzie od kilkunastu lat uczył angielskiego, a teraz pracuje w firmie AirHelp, zajmującej się… odzyskiwaniem pieniędzy za opóźnione czy odwołane loty samolotowe. Ten międzynarodowy start-up właśnie otworzył biuro w gdańskim Olivia Business Center.

Czy to przypadkiem nie jest niekonsekwencja, że Rhys głosuje za wyjściem jego kraju z tej samej Unii, w której on od lat pracuje?

- Robię to dla swojego kraju - podkreśla, mając na myśli Wielką Brytanię.

Niegdyś Wielka Brytania aktywnie angażowała się w sprawy Europy, na przykład walcząc z polskim i sowieckim komunizmem. Czy teraz odwróci się do Europy plecami? Na zdjęciu: była premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher w gościnie u Lecha Wałęsy.

Być albo nie być... w Europie?! 

To iście hamletowski dylemat: Leave? Remain? Wyjść czy zostać? Być IN czy być OUT? Dziś miliony Brytyjczyków pójdą do urn, by zdecydować o przyszłości swojego kraju. Jakiś czas temu ich premier, konserwatysta David Cameron, obiecał coraz bardziej nacjonalistycznym wyborcom, że jeśli zagłosują na niego w wyborach, to da im możliwość takiego referendum. Myślał pewnie, że niewiele ryzykuje: a jak się okazuje nawarzył piwa, które wcale nie smakuje tak dobrze, jak angielski pint, lecz jest bardzo gorzkie.

Zrobiło się nerwowo: sondaże przed dzisiejszym referendum pokazują, że obóz LEAVE (wyjść) i obóz REMAIN (zostać) idą łeb w łeb. Cameron sam przestraszył się swojej obietnicy, ale nie mógł się z niej już wycofać. Jego taktyczna zagrywka wyborcza decyduje teraz o przyszłości Europy, w tym Polski.

Tymczasem Rhys jest przeszczęśliwy: nie dosć, że jego Walia przeszła w świetnym stylu do 1/8 finałów Mistrzostw Europy, to on sam ma szansę wyciągnąć swój kraj - za pomocą głosowania - z tej okropnej Unii Europejskiej. Dla Rhysa UE to ponadnarodowy twór, który wyciąga od Brytyjczyków pieniądze, by przekazywać je dalej, do Grecji czy Portugalii, które mają kłopoty gospodarcze Z jakiej racji?!

- Dlaczego Brytyjczycy mają płacić za złe rządy Greków?! - pyta mnie Rhys z Cardiff. - Chcę, żeby Wielka Brytania sama mogła siadać do stołu z Ameryką, Australią i Chinami, i decydować o wymianie handlowej. Dosyć  narzucania nam kontraktów przez Brukselę, dosyć negocjowania układów w imieniu całej Unii. Wielka Brytania jest wielka i sobie poradzi! Chcemy, jak kiedyś, sami dogadywać się z innymi wielkimi rynkami dla naszej, brytyjskiej, a nie europejskiej korzyści! - mówi Rhys. - Wielka Brytania radziła sobie przed wejściem do UE, i poradzi sobie teraz, po Brexicie!

I jeszcze jedna rzecz martwi Rhysa: - Nie mam nic przeciwko Polakom w Wielkiej Brytanii, ale boję się wejście Turcji do Unii. Miliony Turków, miliony muzułmanów, zaleją Europę, w tym nasz kraj. Nie wytrzymają tego nasze szkoły, nasze szpitale! A jeśli wyjdziemy z Unii, to uszczelnimy granice, i ci Turcy do nas nie dotrą!

Sklep polski, sklep hinduski 

Andrew Campbell puka się w czoło. - Już ja bym pogadał z Rhysem, gdyby tu był! - mówi. - Znam gościa dobrze, często się kłócimy przy piwie. O politykę. Fajny chłop, ale gada bzdury...

Andrew (zdrobniale Andy) mieszka w Trójmieście od siedmiu lat. Zaczynał do nauki angielskiego, dziś ma swoją firmę: 1stopjamboree, która zajmuje się ściąganiem do Trójmiasta i innych miast Polski, zorganizowanych grup turystów, i zapewnianiem im atrakcji: mogą to być quady, off road, gokarty, albo... akurat teraz siedzę z Andym w pewnym barze w Sopocie, gdzie Campbell próbuje zorganizować “vodka-tasting event”, czyli po prostu degustację ośmiu różnych polskich wódek dla grupy Niemców, którzy przyjadą tu w sobotę. Andy negocjuje z właścicielką baru koszty, a przy okazji rozmawiamy o Brexicie.

Campbell bierze dużą kartkę z menu, zajmującą pół stołu. - Wyobraź sobie, że to jest cała Unia Europejska - mówi. Potem bierze serwetkę i składa ją w mały kwadrat. Kładzie ten niewielki kwadracik obok szerokiej płachty z menu. - To małe coś to rynek samej Wielkiej Brytanii, a to duże to Unia - mówi. - I teraz powiedz mi, którym rynkiem będą zainteresowani Chińczycy czy Amerykanie? Będą chcieli wynegocjować deal dla całej potężnej Unii, mieć dostęp do tych wszystkich konsumentów, czy będą jeździć od kraju do kraju i negocjować z małymi, oddzielnymi rynkami? Takie negocjacje trwają latami. Rhys nie wie, co mówi. Ile lat zabierze Wielkiej Brytanii renegocjowanie wszystkiego od nowa?! Wspólny rynek to wspaniały wynalazek, pozwalający żyć i zarabiać takim jak ja.   

Andy jest oczywiście za REMAIN, czyli pozostaniem w Unii. - Nie wiemy, co się stanie za rok, dwa, trzy lata, jeśli zdarzy się Brexit, prawda? - pyta mnie. - Nie wiemy, jak długo potrwają renegocjacje umów i czym się skończą. Ale jedno wiemy: dzień po Brexicie, funt brytyjski z pewnością poleci na łeb, na szyję, i straci co najmniej 20-25 procent na wartości! Co to znaczy dla mojego biznesu, jeśli Anglików już nie będzie stać na przyjazd tu? A wy ile na tym stracicie na tym, że zostaną w domu, zamiast się tu bawić? Wszystkie produkty wysyłane z Polski do Anglii, od owoców po piwo, od razu zdrożeją o tych 20-25 procent! Polacy pracujący w Anglii przyślą do polskich rodzin mniej pieniędzy, bo o tyle mniej zarobią! Stracą na tym i Anglicy, i Polacy. Brexit to ekonomiczna głupota.

Campbell mówi mi też, że teraz angielskie banki są częścią europejskiego systemu bankowego SEPA. - Dzięki temu transakcja między bankiem brytyjskim a na przykład polskim, kosztuje teraz kilka euro - mówi Andrew. - I nie uśmiecha mi się płacić 30-40 euro, jak kiedyś, bo jacyś słabo wyedukowani, nie rozumiejący współczesnego świata ludzie postanowią wyjść z Unii!

- A co z Turkami? - pytam. - Rhys boi się, że zaleją jego ukochaną, zielona Walię…

- Pierwsze słyszę, żeby Turcja miała wkrótce wchodzić do Unii - mówi Campbell. - Unia postawiła Turcji kryteria, których Turcja nie spełniła i raczej nie ma zamiaru spełniać. Gadanie, że zaleją nas dziesiątki milionów Turków to oczywista próba zastraszenia elektoratu, rządzenie oparte na strachu.

Może rzeczywiście Wieka Brytania będzie mogła lepiej pilnować swoich granic? - pytam.

- Teraz do Wielkiej Brytanii próbują się dostać z francuskiego Calais nielegalni imigranci, pochowani w ciężarówkach - mówi Campbell. - Czy jak usłyszą o Brexicie to od jutra przestaną się chować w ciężarówkach?! Nie! Będą to robić w najlepsze, jak robili dotąd. Dziś ich wyłapujemy i odsyłamy, i dalej będziemy. Co zmieni Brexit w tej dziedzinie? A w innych?! To obietnice bez pokrycia. Nie widzę sensu tego ruchu, skoro wiele rzeczy się w ogóle nie zmieni. 

- Są po prostu w Wielkiej Brytanii ludzie, którzy tęsknią do czasów, gdy na głównej ulicy było dziesięć angielskich sklepów - mówi Campbell. - A teraz jest do tego jeden sklep polski, jeden hinduski i afrykańska restauracja. To źle? Tęsknota za Anglią z lat 50. nic nie da, świat idzie do przodu. No, ale jeśli w Wielkiej Brytanii ktoś po prostu nienawidzi Polaków, Rumunów, czy czarnych, i wymyśla pod tę nienawiść rzekomo racjonalne argumenty, to trzeba je po prostu obalać...

- I nie boisz się tego potwora z Brukseli, tego super-rządu, który od lat narzuca wam te swoje okropne prawa?! - pytam.

- Zaraz, zaraz, chyba od początku taki był zamysł, że wybieramy i wysyłamy do Brukseli ludzi z różnych krajów Europy, by debatowali i się dogadywali - przypomina Campbell. - To całkiem dobra idea! Można ją poprawiać, ale nie ma sensu z niej zupełnie rezygnować. Bo dalej będziemy jako Anglicy płacić różnego rodzaju podatki i cła, z tą różnicą, że odtąd nie będziemy mieli nic do gadania. Też mi pomysł!


Rada Hydarulików z Brukseli?

Kolejny Anglik, z którym się spotykam, nie chce podać nazwiska, ale mówi krótko: - Nie nienawidzę innych, nie nienawidzę Europy, nie jestem rasistą. Ja po prostu wierzę w ideę samostanowienia, a nie rządów narzuconych. Żebyśmy mogli sami o sobie decydować, musimy wyjść z Unii. Jesteśmy potężną siłą gospodarczą, piątą na świecie. Czyli wiemy, jak to się robi. Nie musimy mieć kuli u nogi w postaci Grecji i Portugalii czy Hiszpanii. Poza tym, jeśli potrzebujesz hydraulika, to dzwonisz po najbliższego, a nie do Unii Hydraulików w innym kraju! Tak samo jest z rządzeniem. Najlepiej w lokalnymi sprawami poradzi sobie lokalny rząd! Rząd, na który mamy wpływ, a nie jakieś odległe ciało w Belgii. Głosuję za wyjściem!

Aly Kerr, Brytyjczyk, Irlandczyk, Szkot, Polak, Europejczyk: - Idea Brexitu oparta jest na straszeniu i okłamywaniu zwykłych obywateli, wmawianiu im, że lepiej będzie, gdy Wyspy się odetną od reszty kontynentu. To bzdura!

Biali zamożni wykształceni hipokryci 

Aly Kerr wygląda jak Amerykanin. Może przez koszulkę z napisem Red Sox - to nazwa dryżyny baseballa z Bostonu. Ale ten t-shirt to tylko prezent od znajomych. Tak naprawdę, jako pół-Irlandczyk z Północy, z Belfastu, i pół-Szkot, Kerr kibicuje nie bejsbolistom, tylko piłkarzom. Na tych mistrzostwach: Irlandczykom z Północy i z Republiki Irlandii, Walijczykom, Polakom. Anglikom też, no może tylko trochę mniej. 

Aly dostał w poniedziałek przesyłkę ze szkockiego Aberdeen, gdzie mieszkał i głosował, zanim wyjechał do Gdańska. W kopercie była karta do głosowania. Zaznaczył “REMAIN”, zostać, i szybko odesłał do tamtejszej komisji wyborczej. - Poszło w poniedziałek, mam nadzieję, że do dziś dojdzie - martwi się.

Brytyjczycy, którzy mieszkają poza granicami kraju, mogą albo głosować listownie, albo... wyznaczyć kogoś bliskiego, kogoś z rodziny, by oficjalnie wrzucił głos w ich imieniu, po wcześniejszej rejestracji.

Kerr mieszka w Polsce kilkanaście lat. Uczy angielskiego. Jest na samozatrudnieniu. Uważa, że lepiej dla niego, jego pracy i pobytu w Polsce, żeby Wielka Brytania pozostała w Unii. - Może Brytyjczycy nie potrafią docenić takich małych rzeczy, jak hiszpańskie cytrusy i polskie jabłka w supermarketach? - mówi Kerr. - A przecież ich ceny pójdą w górę! Nie mówiąc już o więzach kulturowych, które dawno sprawiły, że czujemy się z Europą jednością, a nie jakąś odseparowaną nacją z Wysp. Przynajmniej ja się tak czuję. 

Kerra najbardziej razi hipokryzja tych, którzy stoją na czele LEAVE campaign - kampanii “wyjdźmy z Unii”! - Kiedy niedawno w Szkocji było referendum o niepodległości, ci sami ludzie krzyczeli “zostańcie z nami, zostańcie z Anglią!”, i straszyli Szkotów, jakie straszne rzeczy ich czekają, jeśli tylko zdecydują się być niepodległym narodem - mówi Kerr. - I tamto referendum padło! I teraz ci sami ludzie mają czelność mówić Szkotom i innym “wychodzimy wspólnie z Unii! Wychodzimy z Unii!”. To niebywałe!!!

- Ludzie pokroju Borisa Johnsona, konserwatywnego polityka, który stoi na czele kampanii za wyjściem z Unii, a po ewentualnym zwycięstwie chciałby pewnie przejąć władzę w kraju, to najgroszy rodzaj kłamliwego hipokryty! - mówi zdenerowany Kerr. - To taki brytyjski Donald Trump. Wiesz, że ktoś na niego zagłosuje, ale nie mieści ci się to w głowie. Nie wierzysz też, że może dojść do Brexitu, a przecież może...

- Ta cała kampania została nakręcona przez dobrze sytuowanych, białych konserwatystów z Anglii, jak właśnie Boris Johnson, którzy starają się straszyć zagubioną klasę robotniczą Polakami i Rumunami albo ludźmi o innym niż biały kolorze skóry - mówi Kerr. - Nie można im wierzyć! Polacy wykonują w Wielkiej Brytanii prace, których Brytyjczycy nie chcą wykonywać. Ci ludzie opowiadają ludziom bajki, że gdy wyjdziemy z Unii, będziemy jak Norwegia. Norwegia ma zupełnie inne uwarunkowania społeczno-ekonomiczne niż Wielka Brytania. To są dwie inne sytuacje.  

Kerr podkreśla, że to całe polityczne zamieszanie zostało wymyślone w Londynie na czyjeś polityczne zapotrzebowanie i mieszkańcy innych części Wielkiej Brytanii czują, że mało ich to dotyczy: - Zobacz, że na czele tej kampanii niechęci do Europy, nie ma praktycznie Szkotów czy Irlandczyków z Północy. W Irlandii Północnej głosujemy albo na Sinn Fein, albo na unionistów, więc te angielskie podziały na konserwatystów i laburzystów nie mają u nas zastosowania. Nasza polityka jest inna i nasze sprawy inne. Podobnie w Szkocji, gdzie rządzi partia szkockich nacjonalistów. W Irlandii Północnej możemy porozmawiać o limitach na połów ryb, ale czy dlatego mamy od razu wychodzić z Unii?! Bo Nigel Farage z partii UKIP ma swoje lęki i fobie wobec imigrantów, w tym tych z Polski?! Naprawdę niepotrzebne są nam na powrót przejścia graniczne między Republiką Irlandii a Irlandią Północną! 

Kerr musi wracać do swojej polskiej żony i ich trzyletniego synka Connora. Connor wychowa się w Gdańsku, bo tu Aly Kerr znalazł swój nowy dom. W tej części zjednoczonej Europy. - I niech tak zostanie! - mówi. - Byle tylko mój głos doszedł na czas!  


  



   


TV

Pracownicy magistratu oddali krew