• Start
  • Wiadomości
  • Autorka z Kopenhagi wyjaśnia w Gdańsku "hygge": duńską sztukę szczęścia

Autorka z Kopenhagi wyjaśnia w Gdańsku "hygge": duńską sztukę szczęścia

Pisze się "hygge", a wymawia? No, właśnie. Chodzi o duńską sztukę szczęścia, które można znaleźć w małych, prozaicznych rzeczach i czynnościach, w kontakcie z bliskimi, w dzieleniu się. Duńska autorka Marie Søderberg tłumaczyła w Gdańsku, jak znaleźć radość nawet mimo ciągle padającego deszczu i... jak to wypowiedzieć.
25.06.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Marie Tourell Søderberg, autorka książki, z szerokim uśmiechem, pełnym hygge

W Danii pada przez 173 dni w roku. Dramat, prawda?! A jednak Duńczycy regularnie są na wysokich miejscach w rankingach najszczęśliwszych nacji świata.

Czy to zasługa wysokich pensji, państwa opiekuńczego, tradycyjnej skandynawskiej socjaldemokracji? A może chodzi o to, że Duńczycy potrafią się cieszyć najmniejszymi rzeczami? Ciepły koc, herbata, deszcze bijący o parapet, świeczki - czy naprawdę te małe radości życia wystarczą im do szczęścia?!

W tym roku świat oszalał na punkcie hygge - duńskiej koncepcji szczęścia. O hygge pisał i the Guardian, i the New York Times, i Frankfurter Allgemeine Zeitung, i w ogóle wszystkie portale świata.

Różne książki o hygge, autorstwa kilku duńskich autorek i autorów, podbiły listy bestsellerów.

Czym więc jest hygge - duńska sztuka szczęścia? I jak właściwie wymawiać to słowo?

Marie Tourell Søderberg, duńska aktorka i autorka książki o hygge, tłumaczyła w sobotę, 24 czerwca w Gdańsku, że hygge wymawiamy, jakbyśmy zdmuchiwali świeczkę, czyli usta składamy w dziubek: coś jak huuuge.

Inne źródła podają dokładną transkrypcję tego słowa: /ˈhʊɡ.ə/. Spróbujcie! 

Jeśli jednak trudno to słowo wymówić, to łatwiej zrozumieć jego znaczenie. Hygge - jak tłumaczy Søderberg - pochodzi od staronordyckiego słowa oznaczającego schronienie przed złą pogodą. Hygge jest więc rodzajem schronienia, ucieczką, odrobiną szczęścia w chłodnym, mokrym i wrogim świecie. Mądrzy ci wikingowie! 

Jak poczuć w sobie hygge? Søderberg mówiła, że nikt nie poczuje tego na siłę, nie zrobi hygge selfie i nie zamieści na Instagramie. - Hygge może pojawić się nagle w poczekalni w szpitalu, gdy twój chłopak złamał rękę i czekacie na lekarza i nagle między wami pojawi się więź, zrozumienie, miłość - mówiła autorka “Hygge. Duńskiej sztuki szczęścia”.

Jej książka jest połączeniem książki kucharskiej (pyszne duńskie bułeczki i ciasteczka), podręcznika wystroju wnętrza i poradnika, jak znajdować szczęście w pojedynczych chwilach, w dzieleniu się z innymi, w spotkaniach z przyjaciółmi.

Niby oczywiste, a jednak świat usilnie próbuje duńską koncepcję szczęścia pojąć i wprowadzić w życie. Søderberg: - Z jednej strony wciąż u nas pada, z drugiej Dania jest małym krajem, który w wyniku konfliktów stracił dużo przestrzeni na rzecz Szwedów i Norwegów. To, co straciliśmy na zewnątrz, staramy się odzyskać wewnątrz.

Søderberg tłumaczyła, że jest popularną w Danii aktorką, i że miała pieniądze, sławę i życie glamour. - Ale po śmierci taty zrozumiałam, że są rzeczy ważniejsze - wyznała. - Przewartościowałam pewne sprawy. Zbliżyłam się do mamy i siostry.

Hygge jest tak popularną koncepcją, że doczekało się rzeczownika “hyggowanie” (np. wspólna kolacja w domu sąsiedzkim) i czasownika “hyggować”. Jednak, jak mówiła Søderberg, nie chodzi o to, żeby kupić sobie hygge-herbatkę i wypić ją w hygge-kubku przy hygge-świeczkach. - Tego nie da się kupić - mówiła. - To są autentyczne przeżycia.

Sylwia Pietrzak z książką o hygge, która podpowiedziała jej, gdzie szukać codziennego szczęścia

Gdzie trawa jest bardziej zielona?

Jedną z czytelniczek książki Søderberg jest 18-letnia Sylwia Pietrzak, uczennica drugiej klasy Liceum nr 8 w Gdańsku. Pietrzak powiedziała mi, że interesuje się Skandynawią i dlatego sięgnęła po książkę o hygge.

Sylwia rozumie koncept hygge, zwłaszcza konieczność spędzania czasu z bliskimi, poświęcania im uwagi. Opowiedziała mi historię o swojej babci. Jej pochodząca z Gdańska babcia w wieku 50 lat rzuciła w Polsce wszystko i wyjechała do Sztokholmu, gdzie wyszła za mąż za Szweda. Gdy jej mąż umarł, ona zamieszkała w domu opieki społecznej.

Po jej śmierci, Szwedzi, jak to mają w zwyczaju, skremowali ciało. Sylwia Pietrzak pojechała do Sztokholmu po urnę: - Był luty 2016 - wspomina - Zaśnieżony cmentarz, a ja chodzę od krematorium do krematorium, bo były aż cztery, w poszukiwaniu prochów babci. Później wzięłam je na prom, żeby na lotnisku nie przeszukiwali mi urny, i przypłynęłam do Gdańska.

Sylwia mówi, że to doświadczenie wiele nauczyło ją o życiu, o konieczności cieszenia się tym, co mamy, o konieczności pielęgnowania relacji z bliskimi. Mówi, że wiele rad w książce Søderberg to oczywistości, ale takie, o których łatwo w codziennym zabieganiu zapominamy. - Mam teraz lepsze relacje z bratem - śmieje się. - No i sama zrobiłam pierwszą w życiu różaną świeczkę.

Na koniec Søderberg stwierdziła: - Popularne powiedzenie mówi, że trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu, czyli, że inni mają zapewne życie ciekawsze, lepsze i bogatsze od naszego. To nieprawda: trwa jest bardziej zielona tam, gdzie ją podlewamy! Pamiętajcie o tym!

Spotkanie z Marie Søderberg prowdziła Aleksandra Lamek w sobotę, 24 czerwca, w Miejskiej i Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Gdańsku, Filia nr 9, przy ul. Jagiellońskiej 8. 

TV

Gdański zegar spełnia życzenia?