Zabrakło killera. Remis Lechii z Górnikiem

Gdańszczanie w meczu z Górnikiem mieli dwa cele: przedłużyć serię zwycięstw do trzech i dzięki temu zbliżyć się do czołówki. Żadnego nie udało się zrealizować. Remis 1:1 ucieszył jedynie gości.
17.10.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Dobra pierwsza połowa w wykonaniu biało-zielonych i słaba druga wystarczyła tylko na remis

Trzy zmiany w porównaniu z ostatnim meczem wprowadził trener Lechii Thomas von Heesen w spotkaniu z Górnikiem Zabrze. Do podstawowej jedenastki wskoczyli Adam Buksa, Piotr Wiśniewski i Lukas Haraslin. Zajęli miejsca Grzegorza Kuświka, który nie mógł zagrać ze względu na nadmiar żółtych kartek, oraz Daniela Łukasika i Milosa Krasicia, którzy wylądowali na ławce rezerwowych.

W meczowej osiemnastce nie znalazł się Sebastian Mila, który w czwartek, dzień przed meczem, miał dodatkowy indywidualny trening.

- Ma mu to pomóc w dojściu do wysokiej formy – mówił trener biało-zielonych Thomas von Heesen.

- Muszę się uzbroić w cierpliwość, mocno trenować i czekać na swoją szansę. Wierzę, że nadejdzie – dodawał Mila.

Faworytem spotkania byli piłkarze Lechii, opromienieni dwoma ostatnimi zwycięstwami w lidze, w których strzelili sześć goli. Na korzyść gdańszczan przemawiał też potencjał drużyny: w reprezentacji Polski, która awansowała do Euro 2016, ostatnio regularnie powoływanych było czterech piłkarzy (Jakub Wawrzyniak, Sławomir Peszko, Ariel Borysiuk i Mila). 

Gospodarze ruszyli do ataku od samego początku. W pierwszej akcji najpierw Buksa próbował zdobyć gola strzałem sprzed pola karnego, za chwilę Haraslin, w końcu do piłki dopadł Borysiuk, ale jego strzał o kilka metrów minął bramkę Górnika.

Niedługo później ten sam zawodnik świetnie wrzucał w pole karne, wprost na głowę Gersona. Ten chyba chciał strzelać, ale piłka trafiła do będącego trzy metry obok Rafała Janickiego, który strzelił do siatki. Gol? Nie, Janicki był na spalonym.

Gdy wydawało się, że Lechia absolutnie opanowała boisko, to sprawy Górnika w swoje ręce wziął 39-letni Radosław Sobolewski. Podał do wybiegającego na prawym skrzydle Romana Gergela a ten wrzucił piłkę w pole karne. Janicki chyba jeszcze myślał o swojej straconej szansie sprzed kilku minut, bo nie zblokował podania, co – niestety skrzętnie - wykorzystał Maciej Korzym. Gdańszczanie przegrywali 0:1.

- Nie możemy bać się tego, że możemy przegrać, tylko w każdym naszym poczynaniu dążyć do zwycięstwa – przekonywał przed spotkaniem szkoleniowiec biało-zielonych.

I właśnie w tym momencie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. Lechia atakowała, miała przewagę i straciła gola. Twarz von Heesena, przechadzającego się wzdłuż linii bocznej, nie zdradzała emocji. Co myślał? Pewnie był zły, ale ciągle wierzył w swoich zawodników.

I słusznie, bo biało-zieloni nie odpuszczali i próbowali sforsować obronę gości. W 28. minucie Borysiuk znalazł się przed Grzegorzem Kasprzikiem, ale strzelił wprost w golkipera gości. Blisko było w 33. minucie, gdy Wiśniewski wykonywał rzut wolny – piłka przeleciała metr od spojenia słupka z poprzeczką. W 35. minucie Michał Mak zza pola karnego strzelił obok słupka.

W końcu nadeszła 38. minuta. Haraslin oddał do Buksy, który na siódmy metr podał do wychodzącego na pozycję Macieja Makuszewskiego. Gooool! 1:1. 

Niestety chwilę potem gdańszczanie wdali się w bezsensowne przepychanki i dyskusje z rywalami po faulu Buksy na rywalu. Szczęśliwie młody zawodnik Lechii nie dostał kolejnej żółtej kartki (wcześniej został już taką upomniany), ale za przepychanki z piłkarzami Górnika, sędzia dał żółty kartonik kapitanowi Lechii Makuszewskiemu.

Gdańszczanie nerwowi pozostali już do końca meczu, a pierwszym, który poniósł tego konsekwencje jeszcze w pierwszej połowie gry Borysiuk – żółta kartka za faul na rywalu.

I nadeszła 45. minuta. Piłkę wrzuconą w pole karne Lechii gonili Gergel i Wawrzyniak, obrońca gdańszczan dotknął kolanem rywala, ale faulu na pewno nie było. Mimo to piłkarz Górnika padł, jak długi w polu karnym, a sędzia wskazał jedenastkę. Marko Marić czekał do końca z interwencją, Mariusz Magiera chyba się tym zdeprymował i walnął wysooooko nad poprzeczką. Uffff...

W ostatnich meczach Lechia świetnie spisywała się w drugich połowach. Tym razem tak nie było. Po przerwie przeprowadzane próby nie miały ani wigoru ani dynamiki ani tym bardziej konceptu. Niewiele zmieniła pierwsza zmiana: Sławomir Peszko za Haraslina w 62. minucie. Kolejne – bez efektu.

Najbliżej wyjścia na prowadzenie przez Lechię było bodaj w 82. minucie. Wówczas Makuszewski z prawej strony pola karnego krótko podawał do Maka, ten zrobił zwód, wszedł w dwóch rywali, strzelił lewą nogą... nad poprzeczką.

Kibice, których na stadionie w Letnicy zebrało się nieco ponad 10 tysięcy, czuli lekkie rozczarowanie.

- W pierwszej połowie zagraliśmy świetnie w ofensywie i mieliśmy 3-4 sytuacje do zdobycia bramki, których wykorzystanie mogło rozstrzygnąć sprawę jeszcze przed przerwą. Takie szanse trzeba wykorzystywać – mówił po meczu trener von Heesen. - Druga połowa była jak guma do żucia. Górnik głęboko się cofnął, co nie pozwalało nam na skuteczne ataki. Jestem rozczarowany zwłaszcza ostatnim kwadransem gry w naszym wykonaniu, gdy brakowało na szybkości i agresji w grze.

 

Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze 1:1 (1:1)

Bramki: 0:1 Maciej Korzym (18), 1:1 Maciej Makuszewski (38)

Lechia: Marić - Wojtkowiak, Janicki, Gerson, Wawrzyniak (77 Maloca) - Haraslin (62 Peszko), Wiśniewski Ż (83 Łukasik), Borysiuk Ż, Mak, Makuszewski Ż - Buksa Ż

Górnik: Kasprzik – Widanow, Danch, Szeweluchin, Kosznik - Madej, Sobolewski (90 Jeż), Kwiek, Gergel Ż, Magiera (61, Przybylski) - Korzym (69, Piasecki)