• Start
  • Wiadomości
  • Pięciu grało, reszta spała. Przegrana Lechii w meczu z Ruchem

Pięciu grało, reszta spała. Przegrana Lechii w meczu z Ruchem

Najlepszy w Lechii Michał Mak nie uratował w Chorzowie gdańskiej drużyny od porażki. Fatalna pierwsza połowa, trzy stracone gole oraz niemrawa druga część meczu sprawiły, że podopieczni Thomasa von Heesena zamiast zbliżyć się do czołówki, spadają w dół ligowej tabeli.
07.11.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Thomas von Heesen, trener Lechii, nie miał w Chorzowie powodów do radości

– To, co przyjmie papier, nie zawsze przekłada się na boisko – mówił w wywiadzie dla nas pomocnik Lechii Ariel Borysiuk o teoretycznym potencjale biało-zielonych.   

Niestety, miał rację, co doskonale widać było – nie po raz pierwszy zresztą – na boisku. Tym razem w Chorzowie.

Gdańszczanie spotkanie z Ruchem rozpoczęli podobnie, jak przed tygodniem z Legią Warszawa, czyli z animuszem. Niewiele brakowało, a już w pierwszej minucie Grzegorz Kuświk mógł otworzyć wynik, ale ofiarnie interweniował obrońca gospodarzy Marek Szyndrowski.

Niestety, animuszu starczyło tylko na kilka pierwszych minut. Potem nastąpił kwadrans, który wstrząsnął Lechią.

W 10. minucie akcję gospodarzy rozpoczął Patryk Lipski, podał na prawą stronę do Martina Konczkowskiego, a ten dośrodkował do 20-letniego Mariusza Stępińskiego, który wpakował piłkę do siatki obok biernie interweniującego Marko Maricia.

W 23. minucie Lipski podał do Marka Zieńczuka, który długo się nie namyślając, huknął z lewej strony pola karnego. Nie najlepiej ustawiony Marić nie sięgnął piłki zmierzającej w długi róg bramki. Zieńczuk, urodzony w Gdańsku, wychowanek Lechii, po golu nawet się nie uśmiechnął. Mała pociecha dla biało-zielonych, którzy w tym momencie przegrywali 0:2. 

No i w 26. minucie Zieńczuk, po rzucie rożnym, wrzucił piłkę w pole karne, po główce Michała Koja wpadła do gdańskiej bramki. 0:3! Dramat Lechii!!!

Ruch oddał trzy strzały w światło bramki, trzy razy piłka wpadła do siatki!

– Nie wiem, co mam powiedzieć – Rafał Janicki, środkowy obrońca Lechii, w przerwie meczu był jeszcze oszołomiony wydarzeniami sprzed kilkunastu minut.

– 15 minut przespaliśmy, popełniliśmy dużo błędów, nie byliśmy zorganizowani tak, jak tego oczekiwałem. Jeśli przegrywasz 0:3, nie możesz już popełnić żadnego błędu, by odwrócić tak niekorzystny rezultat – mówił już po meczu szkoleniowiec gdańszczan Thomas von Heesen. – Tylko pięciu zawodników grało, reszta spała. Ciężko w takiej sytuacji uniknąć błędów i grać to, co sobie zaplanowaliśmy.

Jednym z tych, który nie spał, był Michał Mak. 24-letni napastnik między 65. a 68. minutą dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, dając Lechii nadzieję na korzystny rezultat. W pierwszej z tych sytuacji Mak został jeszcze na swojej połowie, wypuszczony po lewej stronie boiska przez Kuświka. Pomknął do przodu, wpadł w pole karne, minął jednego z obrońców Ruchu i strzelił z 7 metrów obok bezradnego Matusa Putnocky'ego.

Bramkarz chorzowian niedługo później ponownie wyjmował piłkę z siatki. Tym razem Kuświk podał przed pole karne do Daniela Łukasika, który wrzucił piłkę w wolne miejsce w polu karnym. Tam wbiegł Mak i strzelił na 2:3.

Wcześniej, bo w 60. minucie, bliski zdobycia gola był Grzegorz Wojtkowiak. Na około 10. metrze przyjął piłkę na klatkę piersiową, po czym uderzył w długi róg bramki. Putnocy z najwyższym trudem wybił w pole.

Blisko wyrównania był jeszcze Kuświk, któremu podawał – oczywiście z lewej strony boiska (absolutna większość akcji gdańszczan była przeprowadzana tamtędy) – Mak. Niestety, napastnik biało-zielonych, mając przy sobie obrońcę Ruchu, nie wykorzystał dogodnej sytuacji.

Lechiści próbowali zmienić niekorzystny wynik, ale byli w swoich poczynaniach zbyt wolni i statyczni. Pewnie nie oglądali dzień wcześniej meczu na szczycie pierwszej ligi, w którym Arka Gdynia wyrwała Dolcanowi Ząbki zwycięstwo:  przegrywając 0:2, wygrała 3:2. A szkoda, bo mogli przekonać się, na czym polega prawdziwa walka i determinacja. Gdynianie w tamtym spotkaniu atakowali piłkarzy z Ząbek już na ich połowie, podwajali i potrajali przeciwników, nie odpuszczali ich ani na krok. Dosłownie gryźli trawę. I wygrali.

Lechii w Chorzowie zabrakło właśnie determinacji i absolutnego zaangażowania.


Ruch Chorzów – Lechia Gdańsk 3:2 (3:0)

Bramki: 1:0 Mariusz Stępiński (10. minuta), 2:0 Marek Zieńczuk (23), 3:0 Michał Koj (26), 3:1 Michał Mak (65), 3:2 Michał Mak (68)

Ruch: Putnocky – Konczkowski (71, Podgórski), Koj, Cichocki, Szyndrowski Ż – Mazek (89, Szewczyk), Iwański, Surma, Zieńczuk, Lipski – Stępiński (81, Efir)

Lechia: Marić – Wojtkowiak, Janicki, Maloca Ż, Wawrzyniak – Peszko (46, Łukasik), Kovacević, Borysiuk (85, Żebrakowski), Makuszewski, Mak – Kuświk (77, Krasic)


TV

Obrona Westerplatte – pierwsze starcie II wojny. Rozmowa z dr. Janem Szkudlińskim