Legia-Lechia: przegrana na własne życzenie

Trzy niewykorzystane „setki”, dwa fatalne błędy Marco Maricia w bramce – to główne powody sromotnej porażki Lechii z Legią w Warszawie. Po czwartkowym 1:4 gdańszczanie żegnają się z Pucharem Polski.
24.09.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Na początku września trener Thomas von Heesen zmienił trenera Jerzego Brzęczka. Nie zmieniło się jedno: Lechia nadal przegrywa.

- Legia w Polsce ma podobny status, co Bayern Monachium w Niemczech. Jeśli jest w formie, to może pokonać z łatwością każdego – przekonywał przed spotkaniem trener gdańszczan Thomas von Heesen.

„Polski” Bayern wcale nie okazał się taki mocny, jednak gdańszczanie nie potrafili wykorzystać wielu okazji, które udało im się stworzyć. Według statystyk częściej byli przy piłce, oddali więcej strzałów na bramkę rywala (15-9). Ale co z tego? Można powiedzieć, że przegrali na własne życzenie.

O tym, że przy Łazienkowskiej nie będzie łatwo pokazało już pierwsze półtorej minuty meczu. Tomasz Brzyski strzelał z 30 metrów a Marco Marić wybił piłkę z problemami. To był pierwszy sygnał, że Marić nie będzie tego dnia mocnym punktem zespołu z Gdańska.

Biało-zieloni pierwszą akcję przeprowadzili w 8. minucie: Milos Krasić podawał do Sławomira Peszki, którego strzał został zablokowany. W 20. minucie rzut wolny wykonywał Ariel Borysiuk, którego bomba trafiła w mur.

W końcu pierwsze nieszczęście Lechii. W 24. minucie rzut rożny bił Brzyski, nic groźnego się nie działo, ale piłka wypadła za boisko. Kolejny korner. Brzyski wrzucił w pole karne, Marić próbował piąstkować, piłka poleciała w górę, po czym spadła trzy metry od bramki, gdzie czekał już - podobny do Zlatko Ibrahimovicia - Aleksandar Prijović. Marić w tym czasie był zdezorientowany, nie wrócił na linię bramkową. Piłka spada na głowę Prijovicia i ten strzelił pod poprzeczkę, tuż przy prawym słupku - przy biernej postawie obrońców Lechii. Było 0:1.

Gdańszczanie w ciągu kilkunastu następnych minut mieli okazje do wyrównania. Ale szanse trzeba umieć wykorzystać.

Najpierw kapitan Lechii Maciej Makuszewski huknął z 30 metrów, a bramkarz gospodarzy Dusan Kuciak z trudem wybił na róg.

Potem Makuszewski zbliżył się do pola karnego, zrobił lekki zwód w prawo i strzelił między dwoma obrońcami. Kuciak ponownie wybił z najwyższym trudem, piłka trafiła do będącego 10 metrów przed bramką Nazario. Strzał... kilka metrów nad poprzeczką.

- Musimy wykorzystywać stuprocentowe okazje – mówił już dwa tygodnie temu trener von Heesen. Nazario prawdopodobnie był wówczas zajęty czymś innym i słów szkoleniowca po prostu nie słyszał.

I jeszcze jedna „setka” Lechii. Kuciak od własnej bramki rozpoczyna tak fatalnie, że podaje do Krasicia. Były gracz Juventusu, ruszył do przodu, minął jednego z rywali, ale by strzelić lub wyjść do sytuacji sam na sam, zabrakło szybkości. Wywalczył tylko rzut rożny, z którego nic nie wynikło.

Po zmianie stron na boisko nie wyszedł już Peszko, którego zastąpił Michał Mak. Powodem była najprawdopodobniej żółta kartka, którą reprezentant Polski otrzymał za niefrasobliwy faul pod koniec pierwszej części gry. Trener pewnie przestraszył się, że „nabuzowany” Peszko może popełnić podobny błąd w drugiej połowie, co w konsekwencji skończy się czerwoną kartką i osłabieniem zespołu.

Od razu po przerwie do ataku ruszyli gospodarze. Nemanja Nikolić popędził przez pół boiska, minął Maricia, ale ten na szczęście nie interweniował od razu, tylko blokował dostępu do bramki. Nikolić w końcu strzelił, ale Marić wybił na rzut rożny. Brawa dla bramkarza Lechii.

W 52. minucie obecnemu na trybunach Adamowi Nawałce przypomniał się Borysiuk, który uderzał zza pola karnego. Niestety wprost w Kuciaka.

Dwie kolejne akcje biało-zielonych, w tym jedna „setka”: Nazario (chyba na lekkim spalonym, ale sędzia nie gwizdał) zmarnował sytuację sam na sam. Chwilę później daleko od słupka strzelał Mak.

I niestety nadeszła 62. minuta. Brzyski wykonywał z 30 metrów rzut wolny. Marić wyszedł za wysoko w pole karne, potem się cofał, dotknął piłki, która odbiła się od poprzeczki i wróciła na boisko. Przy biernej postawie obrońców Lechii dopadł do niej Nikolić. Marić nie był może bez szans, ale piłka była bita z małej odległości i mocno. Zrobiło się 0:2.

W 75. minucie kolejny gol dla Legii. Znowu Brzyski – tym razem z rzutu rożnego – dośrodkował piłkę w pole karne, 5 metrów od linii bramkowej. Igor Lewczuk strzelił głową i choć otoczony czterema zawodnikami Lechii bez problemów wpakował piłkę do siatki. 0:3. 

Cieszący się jeszcze z gola gospodarze puścili prawą stroną Grzegorza Wojtkowiaka, który dograł do Makuszewskiego, ten oddał z kolei do środka do nabiegającego Maka. Świetna akcja, piękny strzał i honorowy gol dla biało-zielonych.

Jeszcze w 85. minucie Makuszewski stracił piłkę w środku boiska. Michał Kucharczyk ruszył na bramkę Lechii, wyłożył Prijoviciowi, którzy strzelił obok bezradnego Maricia. 1:4.

- Popełniliśmy głupie błędy, które kosztowały nas stratę czterech goli. Powinniśmy byli wykorzystać swoje szanse, bo przy wyniku 1:1 mecz z pewnością potoczyłby się inaczej – podsumował Thomas von Heesen, szkoleniowiec gdańszczan.

W niedzielę Lechia gra u siebie o ligowe punkty z Zagłębiem Lubin. W środę lubinianie z Pucharu Polski wyeliminowali Jagiellonię Białystok, wygrywając na wyjeździe 2:0. Po tym meczu zapowiadali, że do Gdańska jadą po trzy punkty. Co na to von Heesen i jego podopieczni?

 

Legia Warszawa – Lechia Gdańsk 4:1 (1:0)

Bramki: 1:0 Aleksandar Prijović (24), 2:0 Nemanja Nikolić (62), 3:0 Igor Lewczuk (75), 3:1 Michał Mak (76), 4:1 Aleksandar Prijović (85)

Legia: Kuciak - Bereszyński, Rzeźniczak, Lewczuk, Brzyski (78, Broź) - Guilherme, 37. Furman (60, Makowski), 23. Vranjes, 18. Kucharczyk - Prijović, Nikolić (76, Saganowski)

Lechia: Marić - Wojtkowiak Ż, Janicki, Gerson, Marković - Makuszewski, Borysiuk Ż, Łukasik (80, Mila), Nazario (67, Buksa), Peszko Ż (46, Mak) - Krasić