Lechia: szczęśliwy remis we Wrocławiu

Gdańscy piłkarze nie jechali na mecz ze Śląskiem po zwycięstwo, bo nie byli faworytami. Zdobyli jeden punkt, ale w stylu, który budzi niepokój. - Jedno oczko wywiezione z Wrocławia będzie swego rodzaju fundamentem – uważa trener Lechii, Jerzy Brzęczek.
09.08.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Obie drużyny mają w barwach klubowych biel i zieleń, dlatego też gdańszczanie - jako goście - wyszli na boisko w nietypowych strojach: czerwone koszulki i spodenki, białe napisy. Wyglądali trochę jak reprezentanci Polski, ale niestety pod względem gry nie zaprezentowali nic, co by wyrastało ponad ligowe średniactwo. Lechia ma w tym roku być równorzędnym przeciwnikiem dla Legii Warszawa czy Lecha Poznań. Początek sezonu jest jednak słaby: dwie porażki i dwa remisy to zdecydowanie za mało, by chodzić z podniesioną głową i dać satysfakcję gdańskim kibicom.

Lechia do Wrocławia nie jechała po zwycięstwo - jechała tam, by nie przegrać. I to się udało.

- Pracujemy nad tym, aby już od meczu we Wrocławiu było lepiej i mam nadzieję, że po meczu ze Śląskiem wrócimy na właściwe tory - mówił przed spotkaniem środkowy obrońca Lechii Gdańsk Rafał Janicki.

Do pewnego stopnia miał rację, bo okazało się, że gdańszczanie ze stolicy Dolnego Śląska przywieźli pierwszy wyjazdowy punkt. Mieli nawet okazje do zdobycia gola. Chyba najbliżej szczęście było w 16. minucie, gdy Grzegorz Wojtkowiak uderzył głową i niewiele się pomylił po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Bruno Nazario.

Kilka okazji do zdobycia bramki mieli także rywale gdańszczan, ale świetnie spisywał się Marko Marić, golkiper Lechii. W 18 minucie powinno być 1:0 dla Śląska. Kapitan Lechii Jakub Wawrzyniak wyskoczył do górnej piłki razem z napastnikiem wrocławian Kamilem Bilińskim - i dał się ograć. Zawodnik Śląska sięgnął futbolówki głową, tak że poleciała w kierunku bramki Lechii, i pognał za nią. Mniej zwrotny Wawrzyniak został z tyłu. Biliński znalazł się w sytuacji sam na sam z Mariciem, ale minimalnie przestrzelił obok prawego słupka.

Pierwsza połowa była dość wyrównana, remis nie krzywdził żadnej z drużyn. Kibice Lechii mieli nawet prawo marzyć o poprawie gry i zwycięstwie. Jednak druga połowa rozwiała nadzieje. Z gdańszczan wyraźnie zeszło powietrze, od 65. minuty dominacja Śląska była bardzo wyraźna. Wrocławscy napastnicy wchodzili w pole karne Lechii jak w przysłowiowe masło. Kilka razy pachniało bramką. Co najmniej raz gol wydawał się formalnością, ale jakimś cudem piłka nie znalazła się w siatce. Tak było w 73. minucie, gdy Flavio Paixao przebojowo pobiegł prawym skrzydłem i zagrał na środek pola karnego gdańszczan - wprost pod nogi wbiegającego Roberta Picha. Strzał z kilku metrów, Marić był praktycznie bez szans. Powinno dojść do wybuchu radości kibiców Śląska, ale zamiast tego większość widzów na wrocławskim stadionie złapała się za głowę. Pich uderzył tak niecelnie, że piłka tylko otarła się o prawy słupek i wylądowała na aucie.

- Nie da się ukryć, że w meczu musiałem się sporo napocić, i nie mam tu na myśli tylko pogody. Było sporo pracy w bramce, bo gracze Śląska stworzyli kilka groźnych sytuacji, ale udało mi się obronić ich uderzenia - mówił po spotkaniu Marić, bramkarz Lechii. Widzowie telewizji Canal + Sport w drodze głosowania wybrali go na gracza meczu.

- Jedno oczko wywiezione z Wrocławia będzie swego rodzaju fundamentem i pozwoli nam grać lepiej i skuteczniej w następnych spotkaniach - zapewnia trener biało-zielonych Jerzy Brzęczek.

Za tydzień Lechię czeka drugi pod rząd mecz wyjazdowy, tym razem ze świetnie dysponowaną Wisłą Kraków. Jeśli biało-zieloni przegrają, bardzo możliwe, że w Gdańsku dojdzie do zmiany trenera.


Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 0:0


Śląsk: Pawełek – Zieliński (64. Pawelec), Celeban, Kokoszka, Dudu Paraiba - Hateley, Hołota - Paixao, Kiełb, Pich (80. Grajciar) - Biliński (89. Bartkowiak)
Lechia: Marić – Wojtkowiak, Janicki, Maloca (86. Rudinilson), Wawrzyniak – Makuszewski (66. Mak), Borysiuk, Vranjes (73. Łukasik), Wiśniewski, Nazario - Kuświk