Lechia: radość z pierwszego zwycięstwa

Aż sześciu meczów potrzebowali biało-zieloni, by zdobyć pierwszy komplet ligowych punktów. Udało się w piątek wieczorem, w Gdańsku, w spotkaniu z Górnikiem Łęczna. Zwycięstwo 3:1 wcale nie przyszło łatwo.
21.08.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Dzięki dwóm golom Haraslina (z lewej) i trafieniu z rzutu karnego Vranjesa (z prawej), Lechia zanotowała pierwsze zwycięstwo w tym sezonie.

Zaczęło się obiecująco. W 7 minucie Ariel Borysiuk dobiegł w połowie boiska do pomocnika gości Kamila Poźniaka i zmusił go do błędu przy wycofywaniu piłki. Przejął ją Grzegorz Kuświk i pognał ile sił w nogach na bramkę przeciwnika. Już miał minąć bramkarza gości Sergiusza Prusaka, ale ten wybiegł przed pole karne i rzucił się pod nogi gdańskiego napastnika. Byłoby 1:0, gdyby nie to, że Prusak zatrzymał piłkę ręką i uniemożliwił w ten sposób zdobycie gola. Sędzia zrobił to co do niego należało: taka interwencja przed polem karnym oznacza czerwoną kartkę. Prusak musiał zejść z boiska. Trener gości nie miał wyboru - trzeba było zdjąć z boiska któregoś z zawodników, by wprowadzić do gry drugiego bramkarza. Wybór padł na Poźniaka. W bramce stanął Silvio Rodić. Górnik Łęczna musiał od 9 minuty radzić sobie w dziesiątkę.

Wydawało się, że grając w przewadze Lechia powinna kontrolować mecz i spokojnie dążyć do zwycięstwa. Tymczasem biało-zieloni byli niemrawi i nieskuteczni, natomiast Górnik bronił się umiejętnie, kilka razy groźnie zaatakował gdańszczan. Gdy w 45 min. Łukasz Tymiński kropnął z dystansu na bramkę Lechii, piłka po rykoszecie minimalnie minęła lewy słupek. Z trybun PGE Areny zaczęły się rozlegać donośne gwizdy.

Kibice czekali już na gwizdek kończący pierwszą połowę, gdy gdańszczanie niespodziewanie przeprowadzili świetną akcję, która dała gola. W 47 min. Stojan Vranjes podał przed pole karne Górnika do Daniela Łukasika, ten odegrał na lewo do wbiegającego Lukasa Haraslina. Piłka nie była jednak dość precyzyjna i Haraclin musiał strzelać z ostrego kąta. Umiejętnie podbił piłkę, która następnie otarła interweniującego bramkarza. Wydawało się, że nic z tego nie będzie - w bramce stało dwóch obrońców Górnika. Tymczasem piłka nabrała jakiejś nieprawdopodobnej rotacji, skozłowała przed linią bramkową i wpadła do siatki tuż pod poprzeczką. Obaj obrońcy podskoczyli, ale nie mieli szans na skuteczną interwencję.

Radość na trybunach trwała zaledwie minutę. Gra przeniosła się pod bramkę Lechii. Akcja szła lewym skrzydłem, piłka po dośrodkowaniu trafiła w zamieszaniu przed pole karne do pomocnika Grzegorza Piesio - ten raz skiksował i po chwili poprawił. Żaden z gdańszczan nie zdążył zablokować soczystego woleja. Piłka wpadła do bramki Lechii przy prawym słupku. Było 1:1.

Chwilę później znowu rozległy się gwizdy rozczarowanych kibiców, a sędzia Szymon Marciniak odgwizdał początek przerwy.

Powody do radości gdańska publiczność miała znowu w 55 minucie. Jakub Wawrzyniak dostał piłkę po lewej stronie pola karnego Górnika. Zacentrował ją - otarła się o jednego z obrońców gości i poleciała wysoko w powietrze. Bramkarz Rodić próbował piąstkować, ale zrobił to tak nieskutecznie, że piłka spadła jeszcze w polu karnym. Dopadł do niej Haraslin, który silnym strzałem po ziemi zdobył prowadzenie dla Lechii. Zrobiło się 2:1.

Haraslin stał się bohaterem meczu. Była to już trzecia bramka zdobyta przez tego zawodnika w ciągu pięciu dni - wcześniej strzelił gola Wiśle w Krakowie.

Tymczasem na miano pechowca meczu zasłużył Kuświk. Na boisku spisywał się bardzo dobrze, walczył, szarpał. Bardzo zależało mu na zdobyciu gola, ale tę radość najpierw odebrał mu w 7 minucie bramkarz gości, a następnie w 61 minucie... sędzia liniowy. Sebastian Mila zgrał piłkę do wbiegającego w pole karne Kuświka, ten strzelił i piłka trafiła do siatki gości. Na tablicy nie zapaliły się jednak cyfry 3:1, bowiem sędzia pomylił się i wskazał spalonego.

Końcówka meczu była nerwowa. Lechia grała jakby broniła wyniku, Górnik kilka razy groźnie atakował, przy odrobinie szczęścia mógł zdobyć wyrównanie.

Minęła już 90. minuta spotkania, ale zanim rozległ się końcowy gwizdek, gdańszczanie przeprowadzili akcję, która dała im trzecią bramkę. Piotr Wiśniewski podał na lewe skrzydło do Bruno Nazario, ten odegrał do wbiegającego w pole karne Wiśniewskiego i piłka leciała już obok bezradnego bramkarza gości, ale odbił ją ręką obrońca Tomislav Bozić. Zawodnik Górnika został za to ukarany żółtą kartką. Karnego dla gdańszczan wykorzystał pewnym strzałem Vranjes.

Warto odnotować, że Sebastian Mila, kapitan biało-zielonych, po raz pierwszy od długiego czasu rozegrał całe spotkanie, ale widać było po nim braki kondycyjne. Górnik powinien kończyć mecz w dziewiątkę za dwa złośliwe faule, jakie obrońca Górnika Łukasz Mierzejewski popełnił na Haraslinie, gdy ten zdobył pierwszą i drugą bramkę. Po drugim faulu Haraslin z kontuzją ścięgna achillesa musiał opuścić boisko. Mierzejewski dostał tylko jedną żółtą kartkę.

Gdyby oceniać mecz jedynie pod względem statystyki, jest ona bardzo korzystna dla gdańszczan. Przewaga w posiadaniu piłki była po stronie Lechii 63:37 proc.

 

LECHIA GDAŃSK - GÓRNIK ŁĘCZNA 3:1 

LECHIA: Marić - Stolarski, Janicki (Vranjes, 41), Maloca, Wawrzyniak - Borysiuk, Łukasik - Makuszewski (Wiśniewski, 46), Mila, Haraslin (Nazario, 69) - Kuświk 

GÓRNIK: Prusak (Rodić, 9) - Mierzejewski, Szmatiuk, Bozić, Leandro - Bonin, Poźniak, Nowak, Tymiński, Piesio (Śpiączka, 83) - Świerczok (Cernych, 61) 

Widzów 11 tys.