PIA REGAN JASIŃSKI, Wielka Brytania

Kiedy w latach 80-tych i 90-tych wszyscy wyjeżdżali z Polski, ona jechała w przeciwnym kierunku. Urodziła się w Londynie, ale w jej żyłach płynie polsko-irlandzka krew. Zakochała się w Gdańsku jeszcze w latach 80-tych. Kobieta aktywna. Morsuje, jeździ na rowerze, biega i podróżuje. Stocznia i dźwigi to dla niej szczególne miejsce, pełne historii.

Ciągnęło ja do Polski z powodu dziadków, którzy zaraz po II wojnie światowej musieli uciekać przed komunistycznym reżimem do Londynu. Jej dziadek przed wojną był pisarzem, bardzo zaangażowany politycznie. Na emigracji był redaktorem Dziennika Polskiego w Londynie. To on i jej ukochana babcia zarazili ją miłością do Polski, o której jej dziadek pisał i marzył, żeby do niej wrócić.

Przyjechała do Gdańska po raz pierwszy w 1985 roku do pracy w British Council. Uczyła angielskiego. Był to czas kartek żywnościowych. Mimo odmiennych warunków życia niż w Londynie, Gdańsk bardzo jej się spodobał. Stoczniowe miasto, zimno, daleko na północy, nawet na chwilę się nie wahała. Jakość życia mimo, że nie było luksusu była wyższa niż w Londynie. W ciągu 20 minut można było odpoczywać nad morzem lub w lesie.

Zanim się tu jednak zjawiła, poznała w Londynie swojego przyszłego męża, który był uchodźcą politycznym. Gdyby nie to, że Mirek, jej mąż czekał na nią w Londynie, zostałaby wówczas w Gdańsku, który ją zachwycił. Ludzie, artystyczna atmosfera, walka, solidarność. Chodziła wówczas na wszystkie demonstracje. Wtedy już wiedziała, że wróci do Polski. Czekali z mężem na zmiany.  Zaraz po nich, kiedy Mirek, jej mąż uzyskał paszport irlandzki, wrócili do Polski w październiku 1990 roku i od tego czasu tutaj mieszkają.

Podoba jej się jakość życia w Gdańsku i nie zamieniłaby go na inne miejsce.