Kusznierewicz: Gdańsk to świetne miejsce do życia

Mateusz Kusznierewicz, złoty medalista igrzysk olimpijskich w Atlancie w 1996 roku, trzykrotny mistrz świata i trzykrotny mistrz Europy, najwybitniejszy polski żeglarz w historii. Mieszka w Gdańsku i popiera wiele lokalnych inicjatyw. Najnowsza to Wybierz Gdańsk.
23.11.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Mateusz Kusznierewicz w Gdańsku szukał powietrza, przestrzeni, oddechu. I znalazł

Mateusz Kusznierewicz jest nieskazitelnie ubrany, jak na biznesmena przystało. Tylko mała plamka na jego eleganckim pulowerze świadczy, że nie panuje nad wszystkim.

- To zapewne zostało po śniadaniu z dziećmi – śmieje się olimpijczyk, ścierając puder z ubrania.

Kusznierewicz, który spędzał wcześniej na treningach, zawodach i w podróżach 250-280 dni w roku poza domem, stał się domatorem.

- Rano układałem z Maksiem puzzle, a Nataszę odwiozłem do szkoły - mówi. - Po pracy obiecałem, że będziemy z dziećmi bić rekord świata w skoku w dal. One będą brały rozbieg, a ja przenosił je w powietrzu. Bycie tatą jest teraz najważniejsze i najpiękniejsze.

Kusznierewicz wciąż jednak wygląda, jakby morska bryza zmierzwiła mu przed chwilą włosy. A przecież zmienił tryb życia.

- Teraz jak wszyscy, jeżdżę do pracy na godzinę 9 i wracam o 17 - mówi. - Stabilne, poukładane, nudnawe życie...

- Wiele osób marzy, żeby uciec od takiej urzędniczej stabilności - mówię.

- Ja tego potrzebowałem - stwierdza żeglarz.


Zacząć od gry wstępnej

Biuro ma w Olivia Business Centre. Stąd prowadzi swoje interesy na Polskę i świat. Dlaczego nie z rodzinnej Warszawy?

- Jestem pracoholikiem i w Warszawie wpadałem w młyn, z którego nie potrafiłem uciec - tłumaczy. - W Gdańsku szukałem powietrza, przestrzeni, oddechu. Zajmuję się tu swoimi sprawami, prowadzę interesy, ale po pracy mogę wskoczyć na łódkę, która stoi w gdańskiej marinie, i popłynąć ze znajomymi do Sopotu czy Gdyni. Tempo życia i relacje międzyludzkie są tu inne niż w stolicy. Odpowiada mi to. 

Kusznierewicz mówi po polsku w swój oryginalny sposób, jakby z amerykańskim akcentem

A co z duchem rywalizacji, adrenaliną, którą wywoływała ściganie się na wodzie?

- W biznesie, jak w sporcie, też trzeba umieć skoncentrować się, skupić na celu, podnieść po porażce. Ja to umiem. A przecież nawet dla mnie spotkanie z prezesem dużej polskiej spółki mogłoby być stresogenne, bo dużo od niego zależy. Ale sport nauczył mnie, jak panować nad emocjami i w jaki sposób zarządzać swoją energią.

Dlatego daje w całej Polsce, a także za granicą, tzw. wykłady motywacyjne, inspirujące biznesmenów w dziedzinie komunikacji i kontrolowania emocji. Ale nie zawsze się udaje.

- Ostatnio uczyłem kadrę zarządzającą, jak przekazywać złe wiadomości: nie udało nam się osiągnąć celu, projekt się nie powiódł, kontrakt nie został podpisany... - mówi mistrz olimpijski z 1996 roku.

- Jest jakiś dobry sposób? - pytam.

- Sugeruję zacząć od „gry wstępnej” - śmieje się Kusznierewicz. - Nie można od razu walić z grubej rury. Zacznijmy spotkanie od porannej kawy, a później dojdziemy do sedna.

Wyobrażam sobie, jak jego głos działa na słuchaczy. Kusznierewicz mówi bowiem po polsku w swój oryginalny sposób. Jakby z amerykańskim akcentem. Ale tak naprawdę nie chodzi o akcent, ale o pewność siebie i stanowczość. Słychać, że wie, czego chce i do czego dąży.

Właśnie, czego chce? Wciąż jest pracoholikiem i „ciągnie” kilka biznesów naraz. Po pierwsze jego akademia żeglarska prowadzi obozy sportowe i wakacyjne, oferuje szkolenia na patenty, organizuje regaty, w tym dla firm. Po drugie - praca na rzecz Olivia Business Centre. Po trzecie - wykłady motywacyjne. I wreszcie: pracuje ze wspólnikami nad stworzeniem ośrodka turystycznego wraz z muzeum żeglarstwa w miejscowości Swornegacie na Kaszubach.


Pod skórą... wata

Sporo zajęć. Ale o 17 kończy pracę i wraca do domu: - Jemy obiad, później rower, basen czy park linowy z dziećmi, kolacja, wieczorem z żoną obejrzymy film, porozmawiamy. I następnego dnia bardzo podobnie. Dzieci się uczą, chłoną wszystko jak gąbka, chcę im w tym pomagać.

A sport?

Największym sukcesem Kusznierewicza jest olimpijskie złoto z 1996 roku, ale nie mniej cieszył się z brązowego medalu w 2004 roku

- Szczerze? Mam teraz awersję do wysiłku - śmieje się Kusznierewicz. - Do siłowni, do ćwiczeń. Co odbija się na masie mięśniowej. Kiedyś byłem prężny, mocny, muskularny. A teraz pod skórą wata...

Ciężko mi uwierzyć, że zerwał z morzem. Kusznierewicz przytakuje: niby wziął rozbrat z żeglarstwem wyczynowym, ale niedawno brał udział w regatach w Szwajcarii. Jak forma?

- Wszystko mnie bolało - mówi. - Ruchy są kwadratowe, ale rdzę trzeba zrzucić. Po pierwszych dwóch dniach ciężko mi było wstać z łóżka. Ale nie straciłem nosa żeglarskiego.

Kusznierewicz wraz z Dominikiem Życkim biorą udział serii regat z cyklu Star Sailors League. Liga zorganizowana jest trochę na zasadzie tenisowego rankingu ATP: awansuje się bądź spada w tabeli po każdych kolejnych regatach. Na razie zajmują drugie miejsce.

- Przed nami jeszcze finał na Bahamach w grudniu - mówi. - Takim zaproszeniom się nie odmawia.

Klasa Star (sternik i załogant) z tradycją z 1911 roku, została wycofana z programu igrzysk w Rio de Janeiro, dlatego stworzono dla niej nową, pozaolimpijską ligę.

- Zawody odbywają się na całym świecie, od Bahamów po Hamburg – tłumaczy. - Chciałbym zorganizować jeden odcinek tego cyklu w Gdańsku.

Kusznierewicz ma też w planach żeglowanie na pełnomorskim jachcie o długości 25-30 metrów.

- Chcę skompletować załogę i startować pod polską banderą w najważniejszych regatach na świecie - mówi. - Na początku planujemy kupić używany jacht, a potem... zobaczymy.

Pytam przy okazji, czy jego wiedza jest wykorzystywana przez Polski Związek Żeglarski w przygotowaniu choćby kolejnego pokolenia młodych żeglarzy do startu w igrzyskach olimpijskich?

- Rzadko, ale tak, mam takie spotkania - przyznaje najwybitniejszy polski żeglarz w historii. - Związek podąża swoją ścieżką. Ostatnio PZŻ korzystał także z badań mojego ojca, Zbigniewa Kusznierewicza, trenera, który zajmuje się żeglarstwem zawodowo. Ja spotykam się teraz częściej z dwójką młodych żeglarzy z Trójmiasta, którzy sami się do mnie zgłosili. Na igrzyska do Rio nie pojadą, ale marzą o starcie w Tokio.

Mistrz żeglarstwa świetnie się czuje w nowej roli biznesmena

Już nigdzie indziej

Plamka ze swetra już zniknęła, ale pewnie wieczorem pojawi się nowa, bo Kusznierewicz znów będzie zajmował się dziećmi, a to, jak wiadomo zajęcie pełne chaosu i nieporządku. Czy nasz mistrz olimpijski cieszy się, że rodzinę założył w Gdańsku?

- Tu się świetnie żyje i zdecydowaliśmy z żoną, że już nigdzie się stąd nie ruszamy.

Kusznierewicz jest szefem Fundacji Gdańskiej, bierze aktywny udział w rozwoju tutejszego Programu Edukacji Morskiej. Gdańscy gimnazjaliści mają okazję poznać swoje miasto od strony wody, przechodzą inicjację żeglarską połączoną z zajęciami o ekologii i historii już od sześciu lat. Przez Program przeszło już ponad 18 tysięcy uczniów.

Założona przez niego Fundacja Navigare pomaga gorzej sytuowanym dzieciom w spędzaniu aktywnego czasu nad wodą. Jest także członkiem rady programowej Bałtyckiego Kongresu Marketingu Sportowego, którego trzecia edycja odbywa się w dniach 24-25 listopada 2015 roku.

Ostatnio przyłączył się także do akcji Wybierz Gdańsk: to program, który ma z jednej strony zachęcić gdańszczan, by nie wyjeżdżali stąd do Londynu i ogólnie na Zachód, a z drugiej ma zachęcać innych, by przenosili się do Gdańska, tu szukali pracy i tu zakładali rodziny.

- Jest czym ich przyciągać? - pytam.

- To świetne miejsce do życia, a poza tym jest tu coraz więcej ofert pracy. W nowoczesnych biurowcach coraz więcej dużych polskich i międzynarodowych korporacji otwiera swoje filie - zaznacza Kusznierewicz. - Po co ci ludzie, specjaliści IT, księgowi, inżynierowie, mają jechać do Anglii czy Warszawy, jeśli tu czeka na nich dobre życie i praca? W Gdańsku jest olbrzymie zapotrzebowanie na specjalistów.

TV

To przedszkole jest wzorem